Z moich obserwacji wynika, że rodzice dzielą się na kilka grup;
- Wypierają, że dziecku cokolwiek dolega. Jest nieco ekscentryczne, ale co tam! Nie chcą diagnozować, orzekać. Udają, że wszystko z dzieckiem jest w porządku, złoszczą się, jeśli kolejna placówka kieruje do psychologa , czy psychiatry. Obrażają na innych członków rodziny, dziadków, ciocie, jeśli ci sugerują, ze dziecko rozwija się nieprawidłowo. Ci nie ćwiczą i nie wspomagają fachowo dziecka ani w domu, ani gdzie indziej.
- Uważają, że autyzm to choroba, więc da się ją wyleczyć – jak anginę, tylko trochę dłużej to potrwa, i szukają tego złotego środka, często u „szarlatanów”, którzy obiecują, że jeśli dziecko przejdzie jakieś tam wieloletnie, niezmiernie drogie leczenie cudownymi środkami, to po autyzmie nie będzie śladu. Ci też niczego nie ćwiczą ani w domu, ani gdzie indziej. Ich odłamem jest grupa, która pomimo aplikowania cudownych środków – jednak prowadzi dziecko na terapię, czy to Integracji Sensorycznej, czy Treningu Umiejętności Społecznych lub jeszcze inną.
- Koncentrują się wyłącznie na terapiach. Dziecko, oprócz przedszkola, jest wożone w różne miejsca, zajmuje to bardzo dużo czasu, wymaga olbrzymiego wysiłku i bardzo dużo kosztuje, ale daje poczucie, że robi się wszystko, co możliwe, aby dziecku pomóc i wyprowadzić je na prostą. Często nie ma już czasu na zwykłe dzieciństwo, na zwykłe relacje rodzic-dziecko.
- Grupa zrównoważona , do której mam nadzieję, że się zaliczam :) . Dziecko chodzi na terapię, jeśli rodziców stać, ale dużo „pracują” z dzieckiem domu. Jeśli szwankuje mała motoryka, bawią się z dzieckiem w wylepianki z plasteliny, w wycinanki, lepienie ceramiki itp. Jeśli dziecko ma problem z patrzeniem w oczy, malują na przykład specjalnymi farbami kolorowe koła wokół własnych oczu. Dziecko jest zaciekawione, więc patrzy w oczy! Rozmawiają z nim wtedy – udaje się utrzymać kontakt wzrokowy. Jeśli tak jak Michał – ma problem z rozpoznawaniem emocji, polecam naprawdę zabawy przed lustrem w „ wesołą mamę” w „smutnego tatę”. Szybko się nauczy, jak wygląda człowiek, kiedy się cieszy, a jak kiedy się martwi!
Bardzo też zachęcam do odgrywanie scenek rodzajowych.
Jeśli dziecko na spacerze zachowa się źle i sprowokuje negatywną reakcję otoczenia – odegrać to w domu – pokazać, co poczuła osoba, której (na przykład) wyrwano coś z ręki, dlaczego zareagowała jak zareagowała.
Przy pomocy „ scenki” można też pokazywać pożądane zachowania. Do dzieci autystycznych dużo lepiej to trafia niż perswazja werbalna – bo ona niestety rzadko u nich działa.
Te domowe terapie – to tak naprawdę nie terapie, ale specjalnie dobrane zabawy z dzieckiem. I tak, zakładam, bawimy się z dziećmi, bawmy się więc w to, co dziecko będzie lubić, a i przyniesie mu pożytek terapeutyczny. Trzeba się wykazać pomysłowością, ale rodzice zaburzonych dzieci są jej najczęściej pełni.
Są jakieś poradniki opisujące terapię domową, które mogłaby Pani polecić rodzicom?
M.J: Niestety nie wiem. Kiedy Michał był mały, takich poradników rzecz jasna nie było. Później nie interesowałam się tym tematem, jako, że miałam własny, opracowany przez siebie system zabaw. Były widoczne efekty, wiec niczego nie szukałam. Ale podsunęła mi pani tym pytaniem pomysł! Może sama napiszę taki poradnik ? Opiszę co robiłam i dlaczego? Co się sprawdziło a co nie? Muszę się tylko upewnić, że takiej publikacji nie ma. Chociaż … nawet jeśli jest, to na pewno inna od tej, którą ewentualnie bym napisała. Muszę o tym pomyśleć.
Zachęcam, z chęcią przeczytam. Wróćmy do początków…Kiedy po raz pierwszy zorientowała się Pani, że coś jest nie tak?
M.J: To bardzo dziwne, bo w zasadzie od razu, mimo, że nie miałam ku temu żadnych podstaw! Urodził się w wyniku cesarskiego cięcia, dostał 10 punktów …. Nie miałam powodów do niepokoju!
Dziwnie mi się wydał spokojny, prawie nie płakał, rozglądał się, kiedy inne dzieci spały. Gdy wychodziliśmy ze szpitala, pielęgniarka, która go ubierała, powiedziała ,że pierwszy raz widzi noworodka, który przy ubieraniu do wyjścia nie płacze, tylko rozgląda się wokoło, jakby był starszy niż jest! Rozwijał się naprawdę świetnie … ale , oczy miał jakby za poważne jak na swój wiek, śmiał się, uśmiechał, ale oczy zawsze smutne – jakby nieobecne – on nie uśmiechał się oczami! Taka nieadekwatna powaga w oczach do uśmiechu na buzi. Jako niemowlę, nie reagował też właściwie na przytulanie, łaskotanie, nie reagował śmiechem na zabawę „ nie mam mamy”, owszem był zaciekawiony, kiedy zakrywałam twarz chustką, a potem gwałtownie ją ściągałam, ale nie wybuchał radosnym śmiechem jak inne dzieci.
Prowokował mnie do tej zabawy, lubił ją, ale nie rozśmieszała go ona do łez. Wyglądał, jakby analizował tę nietypową sytuację. Nie widziałam, ani nie czułam, żeby mój dotyk, moje przytulania sprawiały mu przyjemność, ale nauczyłam go czerpania przyjemności z dotyku! Szybko zorientowałam się, że uwielbia drapanie po pleckach. Zaczynałam wiec od plecków, przez nóżki, rączki, potem dotyk twarzy – nauczyłam go, że dotyk mamy jest przyjemny, bezpieczny. Powiem w tajemnicy, że do dziś , mimo że niebawem kończy 20 lat, przysiada się do mnie czasem na kanapę i pyta z figlarnym uśmiechem – drapiemy plecki??
Jakie objawy były dla Pani najtrudniejsze do zaakceptowania?
M.J: Wiem, o co pani pyta, ale w naszym przypadku nie było takich drastycznych pełnoobjawowych autystycznych zachowań. Michał cierpi na zespół Aspergera – to najłagodniejsza odmiana autyzmu, tak, że w niemowlęctwie nie prezentował niczego aż tak „odmiennego”, żeby trudno mi to było akceptować czy godzić się z tym.
Mój smutek i ból przyszedł później i dotyczył nie samego Michała, ale tego, że ciągle był odtrącany, oceniany, szufladkowany. Przez dzieci, dorosłych. Miał ogromną potrzebę przynależenia gdzieś, ale nie potrafił prawidłowo nawiązywać kontaktu. Inny.
Dzieci go unikały, naśmiewały się z niego, a on nie rozumiał czemu. Płakał. To było najtrudniejsze do zaakceptowania. Chociaż nie, nie tylko. Od strony samego Michała, dla mnie najtrudniejsze było zaakceptowanie jego „ dosłowności”. Nierozumienia niuansów, dowcipów. Mam duże poczucie humoru, lubię też otaczać się takimi ludźmi, którzy lubią pożartować. Te Michałowe „ kawa na ławę” , nierozumienie przenośni, często mnie irytowały, miałam uczucie, że nie ma między nami takiej nici porozumienia, jakbym chciała.
Dziś dziwię się, że tak mogłam czuć. Świetnie się rozumiemy – tylko to ja muszę dopasować swój sposób wyrażania myśli do jego możliwości rozumienia sytuacji. Michał przez deficyty w tej dziedzinie do mojego nie jest w stanie się dopasować.
Kiedyś trudno było mi zaakceptować ten fakt.
Ma Pani jeszcze starszych synów. Czy porównanie zachowań poszczególnych dzieci pozwoliło szybciej zorientować się, że Michał zachowuje się inaczej?
M.J: I tak i nie. Najlepiej wiedzą to rodzice kilkorga dzieci. Każde jest inne! Każde rozwija się inaczej. Ja wierzę niezachwianie w instynkt matki. On nigdy się nie myli. Uważam, że matka zawsze wie, jeśli z jej dzieckiem coś jest nie tak, i teraz zależy, jaką taktykę mama przyjmie.
Czy będzie wypierała, wmawiając sobie i innym, że wszystko jest okej, nie przyjmując do wiadomości, że dziwne zachowania dziecka, to nie indywidualizm, ale zaburzenie? Czy też będzie przyglądać się bacznie, porównywać swoją pociechę z innymi dziećmi, szukać pomocy u specjalistów na potwierdzenie tego, co mówi jej instynkt?
Ja przyrównywałam Michała do starszych chłopców i proszę mi wierzyć, że w wielu dziedzinach rozwój Michała wypadał o niebo lepiej niż rozwój jego braci! No tak, ale nie o to przecież w konsekwencji chodzi – kiedy zaczął mówić, chodzić, czytać, pisać, ale o to, jak radzi sobie w sytuacjach społecznych, jak nawiązuje kontakty rówieśnicze, jak sobie radzi ze stresem, czy potrafi zachować się w sklepie, na poczcie – czy wreszcie ogarnia rzeczywistość jako całość, a nie jako oderwane od siebie nieposkładane do kupy zdarzenia.
I w tym aspekcie, wypadał niestety o niebo gorzej! Ciągle był zagubiony, ciągle nie rozumiał, czego się od niego oczekuje a więc nie spełniał tych oczekiwań.
Bardzo ciekawy wywiad, warto o tym mówić głośno i dużo, bo niestety świadomość społeczna jest niewielka.
Bardzo ciekawie…Brawo!
prawdziwe, dziękuję!
Autorka ma chyba rozdwojenie jaźni. Na forum Inny Świat na portalu gazeta.pl występuje pod nickiem rohatyna i życzyła śmierci wszystkim osobom z autyzmem.
Polecam osobom zafascynowanym wywiadem i samą autorka poczytanie jak gnoi rodziców i potem posłuchania, jak to przez nią forum zostało skasowane.
Autorka nie ma rozdwojenia jaźni, To Pani, pani Magdo ma jakąś obsesję na moim punkcie. Śledzi Pani wszystkie moje poczynania, i wszędzie wypowiada się na mój temat negatywnie. Takie ma pani hobby – rozumiem. Na Forum Inny Świat, rzeczywiście występowałam pod nickiem rohatyna i rzeczywiście nie wyrażałam zachwytu z powodu, że mam autystyczne dziecko. Nic nie poradzę – i przyznaję się do tego bez bicia – wolałabym, żeby autyzmu nie miało. Też takie hobby – wolę zdrowe dzieci niż chore. Nigdy nikomu nie życzyłam śmierci a na pewno nie dzieciom, to gruba nadinterpretacja tego co de facto napisałam. Wyraziłam pogląd ,ze z punktu widzenia państwa polskiego, lepiej byłoby, żeby nasze dzieci powymierały za młodu, bo nie ma dla nich pracy, terapii, nikogo nie obchodzą jak dorosną. To nie życzenie śmierci, ale rozpacz , że tak jest, mówiła prze ze mnie. Szkoda, że Pani tego nie załapała. Powtarza pani gdzie popadnie te głupoty o mnie, nawet się do nich przyzwyczaiłam. Żal mi tylko pani, że tak łazi pani za mną i dokucza, zamiast zająć się swoimi sprawami i swoim dzieckiem. Widać jestem bardziej interesującą osobą niż pani życie – bo inaczej skoncentrowała by się pani na nim – a nie na mnie, Pozdrawiam – Mirka Jaworska nick na forum Inny Świat – rohatyna.
Komentarz powyższy jest nieprawdziwy. Tylko tyle mam do powiedzenia. Każdy może pisać co chce, ale nie każdy wie co naprawdę chce napisać. Mirka Jaworska
Odnoszę się rzecz jasna do komentarza Pani ” Przeciwnej”. Pozdrawiam. MJ
A mnie zastanawia co syn tej Pani na to…czy nie ma nic przeciwko, ze tak o nim mowi, bo to w koncu dosc osobiste komentarze…
Pani Aniu, Michał zna moje nastawienie do autyzmu, wie też, że kocham go ponad życie. Gdyby czytała Pani moją książkę – wiedziałaby Pani o tym. Cała książka jest bardzo osobista, mój syn ją zna,uczestniczył przy jej powstawaniu, później czytał całość. Myślę, ze gdyby książka nie była tak do bólu prawdziwa – nie byłaby taka dobra. Nie to, że się zachwalam, czy promuję – to opinie innych, często nieznanych mi osób. Postanowiłam, że ludzie muszą poznać, uczucia, rozterki, rozpacze i radości rodziny w której funkcjonuje ” Inne” dziecko. Muszą też poznać uczucia, spostrzeżenia, cierpienia i radości takiego właśnie ” Innego Dziecka”. Głównie chodzilo mi o rodziców zwyklych dzieci, którzy na ogół pojęcia nie mają z czym zmaga się taka rodzina jak nasza. Pani Aniu, Michał wie, ze wolałabym, żeby autyzmu nie miał. On też wolałby go nie mieć. Nie raz o tym rozmawialiśmy. No cóż jest – jak jest. Inaczej nie będzie. Staramy się żyć szczęśliwie i wesoło w takiej sytuacji jaka jest! Nieraz jest ciężko, nie raz nawet tragicznie, ale dajemy radę! Staramy się zachowywać pogodę ducha, czego Pani i wszystkim innym, krytycznym – mniej krytyczynym, zachwyconym – mniej zachwyconym z całego serca życzymy. Nasza rodzina + dwa koty. :) .
A mi się podoba: babka z klasą, z normalnym podejściem do życia, nie okłamuje się, wie, że będzie ciężko…osoby pelnosprawne mają w Pl ciężko, często pod górkę, a co dopiero osoby z zaburzeniami. Nie czarujmy się, że rynek pracy rzuci się na nich z otwartymi ramionami, bo nie rzuci się.
Niewiedza rodzi strach i dlatego uważam,że dobrze nagłaśniać takie tematy. Ogólna wiedza na temat ludzi dotkniętych autyzmem, jest niewielka. Kojarzymy Rain Mana ( co jeszcze nie jest takie złe) i pewnie kilka innych filmów, w których ludzie z podobnymi zaburzeniami występują w roli czarnych charakterów. Rezultat taki,że się boimy i odsuwamy, a ludzie dotknięci chorobą- cierpią. Dobrze,że temat jest poruszany i to w taki sposób. Jeśli tylko trafię na tę książkę, z pewnością przeczytam. Gratuluję autorce odwagi ( bo trzeba jej dużo, żeby napisać taką książkę), oraz syna. Mimo problemów świetnie sobie radzi. Znam sporo chłopców w jego wieku, którzy mimo braku takiego obciążenia czekają, aż mama nie tylko podejmie wszystkie decyzje, ale również dopełni wszystkich formalności:)
Ja też jestem zdania, że wywiad świetny, książka też: miałam okazję przeczytać. O forach nie wiem i mnie to nie interesuje. Fora to fora, nicki też…A tu jest życie, tu jest nazwisko i zdjęcie, tak jak w książce życiowo, czasami smutno, ale ogólnie tak ciepło opisane. Gratuluję i pozdrawiam!
Wywiady takie jak ten, oraz wszystkie inne publikacje dotyczące autyzmu i ZA powinny trafiać do przedszkoli i szkół z obowiązkiem zaznajomienia się grona pedagogicznego z ich treścią. Mój Pawełek właśnie skończył podstawówkę i dzięki Bogu za to, że w końcu się to skończyło.Moje dziecko przeszło piekiełko w szkole, ja razem z nim ( dosłownie bałam się zebrań dla rodziców, mimo że chodziłam nawet na nieobowiązkowe konsultacje, byłam na każde zawołanie w szkole i współpracowałam jak tylko mogłam najlepiej). Dla mojego syna musiałam o wszystko walczyć, nawet o przyjecie do wiadomości orzeczenia o kształceniu specjalnym ze względu na ZA i próbę dopasowania się do zaleceń komisji orzekającej, o wizyty u szkolnego psychologa- jedynej osoby, która rozumiała moje dziecko i jedynej, którą tym samym mój syn lubił i akceptował. Dziękujemy pani Aniu, o zajęcia rewalidacyjne(które notabene nie prowadziła wykwalifikowana osoba itp, itd. Od września nowa szkoła- gimnazjum. Po rozmowie z pedagogiem szkolnym i nauczycielami tejże szkoły boję się mniej. Sądzę, że będzie dobrze, musi być. Paweł rozpoczął terapie grupową, bez entuzjazmu jak na razie, ale przynajmniej nie ucieka przed obcymi. Nawiązał kontakt z jednym, kilka lat starszym chłopcem i nie liczę na to, że będzie próbował dalej z innymi dziećmi, ale ciesze się , bo przynajmniej nie ucieka z zajęć.
Oooo …! Pani Magdo! To znowu Pani! Proszę nie zmieniać nicków, tylko może operatora, to i IP się Pani zmieni. Już nudna się Pani zrobiła z tymi samymi linkami i ciągle takimi samymi tekstami. Proszę może udostępnić coś nowego na mój temat a nie tylko to ” życzenie śmierci” ciągle i w kółko. Cieszę się, że nadal pozostaję w centrum Pani zainteresowania. Jest Pani wierniejsza niż niejeden facet. :) .
Pozdrawiam serdecznie Panią i Miśka – Wstrętne Babsko.
Pani Mirko chciałabym skontaktować się z Panią np. mailowo , mam mnóstwo pytań i jeśli znalazła by Pani czas na odpowiedź, również jestem mama dziecka z zespołem aspergera, tylko że jesteśmy na początku drogi, chciałam prosić o wskazówki i rady.
Pozdrawiam Serdecznie
Do basi: Oczywiście. Mój adres mailowy mirkawlj@interia.pl. Pozdrawiam
Moje dziecko było diagnozowane w fundacji JiM. Ośrodek specjalistyczny. Diagnoza – autyzm atypowy. Po roku wycofano się z diagnozy. Został „wyleczony” z autyzmu. Teraz jego dziwne zachowanie nie ma nawet przyczyny. Jest tylko dziecko, którego nie chcą w szkole, na podwórku, nawt w domu. Słów brakuje. :(
Witam
Ja jestem przykładem matki z tekstu. Sama, po kryjomu dzwoniłam do specjalnych ośrodków, pytałam o pomoc, diagnozę, jeźdzłam do lekarzy. Mąż i jego rodzina uważali mnie wtedy za idiotkę, która dziecku choroby wymyśla, bo sobie z nim nie radzi.
Wyszło, że synek ma autyzm, moc zaburzeń, nadwrażliwości, stereotypie itd. Był inny od wszystkich dzieci spotykanych na placach zabaw, a mój mąż uparcie twierdził (za swoimi rodzicami), że to nie prawda i to ja jestem głupią wariatką.
Nawet teraz, gdy mam diagnozę synka, orzeczenie o niepełnosprawności i inne papiery, to usłyszałam od teściów, że niepotrzebnie to robiłam (diagnozę, rehabilitację), bo on by sam z tego wyrósł, a tak to mu w papierach namieszam…
Teść jest lekarzem i zabronił komukolwiek mówić, że jego wnukowi coś jest (z głową).
Ago, to – tak jak napisałam w wywiadzie przypadki wcale nierzadkie. Ja sama borykałam się z niezrozumieniem otoczenia i pukaniem się czoło przez rodziną męża ( jest o tym w książce – przeczytaj koniecznie! :) ). Dziwne to bardzo, że najbardziej bliscy dziecku ludzie nie rozumieją, że diagnoza ma służyć nie stygmatyzacji – ale szeroko pojętej pomocy dziecku i jest DLA JEGO DOBRA, a nie przeciw niemu. To bardzo smutne i zacofane. Życzę powodzenia! Będzie dobrze! :) .
Aha ! i jeszcze jedno Ago! Wnukowi nic nic nie jest z głową. Jego głowa funkcjonuje całkiem w porządku – tyle tylko, że ma ” inne okablowanie” . Nie gorsze, nie lepsze – po prostu inne. Czuje inaczej, myśli inaczej , a więc i zachowuje się inaczej. I tyle w temacie ) .
Pani Mirko ma Pani fantastycznego syna. Mam nadzieję, że mój małolacik z ASPI wyrośnie na takiego fajnego faceta. Pozdrawiam i chętnie sięgnę po lekturę „Syndromu czerwonej hulajnogi”.
Wypowiada sie Pani bardzo negatywnie na temat leczenia biomedycznego dzieci, tymczasem w przypadku moich dzieci przyniosło to świetne efekty. Corka ma calosciowe zaburzenia rozwoju i ciezka alergie na gluten, podanie glutenu za każdym razem wywoluje regres rozwojowy. Syn ma postawiona opinie zespół Aspergera i bardzo mu pomogly szarlatanskie metody oczyszczania organizmu preparatami ziolowymi, zmiejszyly sie objawy zaburzen SI, min ustapilo tluczenei glowa, dziecko zaczelo sie przytulac, bo ustapila obronnosc dotykowa. Na to nie pomoglo nawet 2 lata SI, a wystarczylo 3 miesiace podawania odpowiednio dobranych preparatow. Oboje miali kandydoze jelit, wyleczenie grzyba poprawilo kotakt wzrokowy. To nie znaczy, ze mozna je calkowicie wyleczyc, ale moga funkcjonowac duzo lepiej niz by funkcjonowaly z grzybem czy alergia. pozdrawiam.
Prawdą jest, że niespecjalnie wierzę w przeróżne terapie DAN, ataki pasożytów, drożdżaków, zabójczą inwazyjność mleka i glutenu w kontekście zaburzeń autystycznych. Nie znaczy to oczywiście, że mam rację. :) . Uważam, że każda matka wie najlepiej co dla jej dziecka jest najwłaściwsze i tego powinna się trzymać. Nie lekceważę też opinii wielu rodziców, którzy widzą znaczną poprawę u dzieci po wykluczeniach pokarmowych, podawaniu suplementów, odrobaczeniu itp. Wiem także, że często pasożyty, czy borelioza dają bardzo podobne objawy do autyzmu. Po wyleczeniu tych chorób – objawy autyzmu znikają. Znaczy to moim zdaniem tyle, że dziecko nie miało autyzmu, lecz prezentowało zaburzenia podobne do autystycznych a wynikające z zatrucia organizmu. Sam autyzm czy ZA – to zaburzenia rozwojowe i wrodzone. Z drugiej zaś strony przyjmuję do wiadomości, że zaburzenia autystyczne mogą także zostać spowodowane czynnikami zewnętrznymi( choćby pasożyty właśnie, drożdżaki, borelioza), czy też wywołane przez toksyczne szczepionki. Czy tak, czy siak, jedno jest pewne: Nigdy nie należy rezygnować z terapii na rzecz innych metod leczenia. Można przecież pogodzić jedno z drugim. To, że ja się ” wypowiadam źle ” , nie znaczy, że na pewno mam rację :) . To jest tylko moje zdanie i nie zawahałam się go użyć ! :) . Pozdrawiam serdecznie – Mirka Jaworska
witam ja równiez mam syna z autyzmem ma teraz 6 lat i moim zdaniem to przykre ze pani nazywa takie dziecko „inne” moim zdaniem jest taki jak każde zdrowe dziecko ma troche problemów ale ja uważam ze nie ma az takiej wielkiej różnicy z tym poniewaz gdyby dziecko było „inne” to np. pani syn by tyle sam nie osiągną za co bardzo go podziwiam i mam nadzieje ze z moim skarbem tez tak bedzie i nie popieram tego ze dziecko powinno umrzec za mlodu poniewaz nie ma terapi itp. jesli nie ma to poprostu rodzice sami powinni pomyslec co dla ich dziecmi jest najwazniejsze nawet tego autystycznego. mnie ludzie pytaja czy nie boje sie urodzic kolejnego dziecka zeby nie było tak samo chore odpowiadam ze nie bo dlaczego moj alanek jest kochany i duzo rozumie a nie boje sie tez ze wzgledu na to iz mam starszego syna zdrowego córeczke młodszą od autystyka i kolejne dziecko w drodze jesli ktos kocha dzieci to zadba o nie niewazne czy chore czy nie :)
Cieszę się, że kocha Pani dzieci, bo ja też! :) . Pisząc o autystach ” Inni ” , nie mam na myśli nic złego, poza tym, że są w rzeczy samej inni :) . Czarny kot też jest inny niż biały i nic z tego poza ” innością ” nie wynika. Proszę nie słuchać także zniekształconych przez wielokrotne powtarzanie i zła wolę niektórych ludzi rzekomo przeze mnie wypowiadanych słów. Czasami dowiaduję się o sobie takich rzeczy, że samej mi włosy dęba na głowie stają! :) . Nie życzę nikomu aby umierał czy teraz, czy za młodu, bez względu na to jaki stan zdrowia, umysłu, inność czy nie inność prezentuje. Zresztą na pocieszenie powiem Pani, że zmienia się dużo w podejściu do autystów. Nieśmiało, bo nieśmiało ale powstają inicjatywy ( np. Klubokawiarnia ” Życie jest fajne” w Warszawie ), pozwalające dorosłym autystom na samorealizację, pracę, życie towarzyskie. Kiedy wypowiadałam w przeszłości niektóre gorzkie słowa, byłam załamana, mój syn wyśmiewany i samotny a ja na skraju rozpaczy. Przykro mi, że nawet po latach, jest to wyrywane z kontekstu, zniekształcane, i wykorzystywane w złym celu. Co do ” bania się” o następne dziecko, to ja rzeczywiście bałabym się ( podobno przy jednym autyście, prawdopodobieństwo, że następne też będzie A – wzrasta o 50%) i pewnie nie zdecydowała. Ale to jest także moje prywatne zdanie i dotyczy tylko mnie. Pani życzę zdrowego przebiegu ciąży i rzecz jasna zdrowego dziecka! Pozdrawiam – Mirka Jaworska
Mam w domu dwóch z ZA – małego i dorosłego. Wyczułam Pani żal z powodu edukacji syna w placówkach ogólnodostępnych a nie specjalnych. Rozumiem, że te pierwsze zawiodły, ale czego niby uczyłoby się dziecko z normą intelektualną pośród upośledzonych umysłowo? Byłoby zaopiekowane, bo pracują tam sami fachowcy? To względne. Oligofrenopedagog z dyplomem z 1999 wie dużo o zespole Aspergera? Pochyli się nad dobrze funkcjonującym dzieckiem, gdy drugie obok ma ADHD i wali krzesłem? Niestety dodatek za pracę w trudnych warunkach sprawia, że w placówkach terapeutycznych i specjalnych roi się od osób wypalonych, które dawno straciły serce i cierpliwość do dzieci, ale pracy nie zmienią, bo… kasa. A dzieci z normą potrzebują wzorców i ciągłej motywacji do rozwoju.
Co do „leczenia” autyzmu. Obydwaj moi panowie źle tolerują nabiał, potwierdziły to badania, więc warto diagnozować pod tym kątem. Zmiana diety bardzo zastymulowała ich rozwój i poprawiła funkcjonowanie. Podobnie wprowadzenie kwasów DHA. To nie ściema. To fakty. Zgadzam się jednak, że szkoda czasu i pieniędzy na kontakty z tzw. szarlatanami. Nam dietę i suplementację kwasów zalecił lekarz przy okazji wizyty diagnostycznej.