Nasze babki nie miały dylematów. Gotowały rosół jak Pan Bóg przykazał. Wybierały pokaźnego kurczaka, który szedł na pieniek, potem warzywa, wszystko w wielkim kotle, na koniec przyprawy i domowy makaron. Smakowało obłędnie a kusząca woń unosiła się na długo we wszystkich domowych pomieszczeniach.
Nikt nie szedł na skróty, bo nie było jak i nie było po co. Każdy wiedział, co to znaczy dobry, domowy rosół.
Poza tym jedzenie się celebrowało. Rosół był na niedzielę, od święta, bo zupę trzeba było pogotować, trochę nad nią postać…Potem zjeść ją i się posilić, mając pewność, że gorący posiłek uchroni przed przeziębieniem i doda siły. Na długo. Jak jest dzisiaj?
Dzisiaj sytuację mamy dużo bardziej skomplikowaną, bo kury już nie te, warzywa nie tak smaczne, a na każdym kroku – w prasie, radio, telewizji – uśmiechnięte panie i coraz częściej panowie, a nawet urocze staruszki (!) przekonują, że zupa może być smaczna tylko „z ziarenkami smaku”. Ma być nowocześnie. Lepiej.
Efekt? Każdego dnia funduje się nam swoiste pranie mózgu. Skutek? Prawie nikt dzisiaj się nie zastanawia nad tym, czy to zdrowe i czy da się inaczej. Przecież trzeba iść z duchem czasu!
Zanika też instynkt samozachowawczy i wiele osób zwyczajnie „chwali” się wyszukaną kuchnią, w której królują syntetyki, polepszacze smaku, granulki, proszki i…dodatki z kategorii „E”.
Mało kto się zastanawia nawet, czy to aby zdrowo „panierować” kotlety w kostce rosołowej, przecież wiadomo, że tak jest smacznie i wygodnie. Nie trzeba się głowić, zastanawiać, jakie przyprawy dodać. Jest też prościej. Wystarczy wysypać proszek, zalać wodą i mamy sos do mięsa. Po co robić samodzielnie, prawda?
Skoro „bez glutaminianu” i „zdrowe, naturalne” mamy dostępne w saszetce. Kto by się przejmował, że w tej samej paczce jest cała lista równie groźnych składników i że zachęcające napisy jakoby ten produkt jest „wolny” od czegoś, to tylko chwyt marketingowy? Nieważne przecież, ważne, że smaczne.
Dochodzi do takich paradoksów, że na co drugim blogu kulinarnym autorka zaleca przygotowywanie pierwszych zup dla dziecka (!!) na kostkach rosołowych.
Ostatnio internet obiegła również informacja o szokującym przepisie na „kotleciki” z kostek rosołowych, wykwintne carpaccio z mortadeli, suszi z szynki konserwowej…
I nie wiadomo czy się śmiać, czy płakać…
Bo przecież taka jest rzeczywistość! Tak jadamy!
Pytanie aż ciśnie się na usta: czy nam naprawdę jest bez różnicy, czy zjemy mrożony spodek odgrzewany w mikrofali, który ma udawać pizzę, czy przygotujemy domową możliwie zdrową pizzę samodzielnie w domu?
Czy naprawdę nie ma różnicy między „rosołem” z kostki a samodzielnie przygotowanym wywarem?
Czy nasze kubki smakowe są tak zepsute, że nie potrafimy jeść inaczej? Że nam już jest wszystko jedno? I ten gen „braku smaku” przekazujemy dzieciom?
Niestety tu trzeba się zgodzić.
Naukowcy dawno zbadali ten fenomen. Trzeba powtarzać pewne czynności przez co najmniej 21 dni, byśmy uznali je za przyzwyczajenie i by po ich zaprzestaniu, byśmy zaczęli do nich tęsknić i do nich dążyć. Inaczej – musimy coś spróbować zjeść 21 razy, by nam zasmakowało. Chodzi o nowe faktury, konsystencje, połączenia smakowe…
Świetnie z tej zasady zdają sobie sprawę producenci żywności. I właśnie mając ją na uwadze oszukali nasze kubki smakowe. Dlaczego?
Na rynku bardzo trudno znaleźć produkt wolny od cukru czy soli. Znajdziemy je wszędzie – w chlebie, jogurtach, mleku, majonezie, keczupie. Nie bez przyczyny. Cukier i sól uzależnia. Im więcej ich jemy, tym bardziej słodko/słono potrzebujemy jeść. Wystarczy zrobić mały eksperyment i przez kilka dni nie jeść słodyczy i maksymalnie ograniczyć sól. Gwarantuję Wam, że po dłuższej przerwie będziecie mieli problem zjeść batonika, którego wcześniej jedliście niemal tego nie zauważając. Będzie dla Was on za słodki. Nie wierzycie? Sprawdźcie.
Podobnie jest z przyprawami, zupami, sosami. Przyzwyczajeni do wszelkich ulepszaczy, nagle zauważamy, że zupa przygotowana „bez ziarenek smaku” jest niesmaczna. Mamy problem z dozowaniem soli. Dodajemy ją na potęgę, bo ciągle „nie czujemy smaku”. I dzieje się tak nie bez przyczyny. Producentom i wielkim korporacjom jest to na rękę – jemy więcej i gorzej.
Jednocześnie stajemy się swego rodzaju niewolnikami, bo „tradycyjnie” przyprawione danie jakoś nam nie smakuje.
Rozwiązanie?
Detoks.
Przetrwanie 20 dni z nowymi przyzwyczajeniami kuchennymi.
Jak gotować bez kostek rosołowych?
Warto zacząć od radykalnego kroku: wyrzucić wszystkie kostki rosołowe, mieszanki przypraw typu vegeta, kucharek, gotowe sosy, zupy w proszku. Musimy pozbyć się wszystkiego i nauczyć się gotować na nowo.
W kuchni warto mieć:
- świeże zioła, np. w doniczce,
- suszone warzywa,
- cebulę,
- liść laurowy,
- ziele angielskie,
- kurkumę.
Większość zup udaje się na podsmażonej cebuli, czosnku, posiekanym porze na dobrej oliwie lub oleju (np. kokosowym). Następnie dodaje się podduszone warzywa, dolewa wodę, dodaje liść laurowy, ziele angielskie, pieprz, sól – ulubione przyprawy.
Powyższy przepis można wykorzystać do przygotowania domowych kostek rosołowych. Po przysmażeniu cebuli, czosnku i pora, dodajemy warzywa – marchew, pietruszkę, seler pokrojone w kostkę, ziele angielskie, liść laurowe i gotujemy do miękkości. Wyjmujemy ziele i liść laurowy, miksujemy blenderem. Po wystygnięciu wkładamy do foremek na lód. Gdy kostki zamarzną, wyciągamy je, zawijamy w papierki śniadaniowe, wkładamy do jednego pojemnika z przykrywką i przechowujemy w zamrażalniku.
I teraz mogę napisać: smacznego! :)



Jak jedzą dzieci w żłobkach i przedszkolach? Zupy w proszku, cukier i mrożonki…
Marchewka, brokuł – nie, dziękuję. Jak zachęcić dzieci do jedzenia warzyw?
5 najgorszych przyzwyczajeń rodziców
Grillowanie z małym dzieckiem
Domek dla lalek Wader
„Latanie z dzieckiem to wyraz egoizmu rodzica! Trzeba tego zabronić”
Leszek Peszek i sezon na kichanie+ wyniki konkursu
„Jak poradziłam sobie z atakami histerii u dziecka?” LIST CZYTELNICZKI
Masakra, też wkurzają mnie te pseudo kulinarne blogi, na których się chwalą zupami na kostce…No powala mnie to zawsze na łopaty
Smutne to :(
Dla mnie to jakas masakra kto przy zdrowych zmyslach gotuje na takich swinstwach!!!! Potem takim ludziom nie smakuje normalnie ugotowany obiad bo glutaminian sodu zabija im poczucie smaku prawdziwych warzyw i przypraw … Naprwade nie ma nic trudnego w ugotowaniu zupy na męsku. …
Zgadzam się. Ale cóż… jest tyle reklam zup, kostek itp., że głowa boli. A niektórzy są bardzo podatni na reklamy i kupują to, co im „ta miła pani” mówi.
Bez mięsa też można ugotować zupę
masakra
Rosół na vegecie albo z kostki rosołowej wyczuję wszędzie. Nie cierpię. Przecież wystarczy dodać lubczyku – to maggi. Posolić, dodać natki pietruszki.
Ehhh…większość idzie na łatwiznę…
Zgadzam się z tobą, ale przyznaje, ze sama dla siebie an szybko często robie właśnie rosół na kostce i wegecie, bo zajmuje mi niecałe 20 min, chociaz nic tak nie smakuje jak na prawdziwym mięsie :)
od dawna nie używam żadnych kostek, zupek z torebki itp. Nie smakują mi, mam po nich problemy żołądkowe. Są sztuczne i nie rozumiem, jak ludzie mogą to jeść.
Walczę z tatą, żeby nie używał tyle kostek rosołowych, bo bez nich też można dobrze ugotować, ale nie… Teraz już wiem – jest uzależniony od 5 smaku, czyli glutaminianu sodu.
Kiedyś ugotowałam rosół bez polepszaczy i dałam mu pytając, czy mu smakuje. Powiedział, że tak.
To dlaczego sam używa tą truciznę??
Blogerzy kulinarni, którzy korzystają z takich „ulepszaczy” to nie blogerzy kulinarni. Jak ktoś powiedział – idą na łatwiznę i psują cały smak zupy. A te smażone kostki rosołowe – straszne :/
ja ostatnio ugotowałam rosół z mięsa królika :) nie posoliłam go ani ziarenkiem (dodałam tylko liście laurowe, ziele angielskie i natkę pietruszki). nigdy w życiu nie jadłam pyszniejszego rosołu :)
Super.
Długo gotowałaś na wolnym ogniu? Czy inaczej?
Tez gotowała córkom zupki na króliku cielęcinie albo golebiu :) i bez soli plus warzywa i pyszne wychodzily
Aż włos się na głowie jeży! jak można jeść cos takiego, podawać swoim bliskim, ale co gorsza jeszcze się tym chwalić… trzeba uświadamiać społeczeństwo, jak ważne jest zdrowe odżywianie!
Jedna poprawka nasze babcie gotowaly na KURACH ew KOGUTACH a nie KURCZAKACH rosol z kurczaka to metna szara woda…ja mam to szczescie ze mam kury koguty kaczki indyki od tesciowej i z takiego miesa nie trzeba doprawiac tylko sol i pieprz warzywa lisc laurowy opieczona cebula i jest git! Ja gotuje bez kostek magi ani żadnych ziarenek smaku itp. Nauczyłam się tak gotować mając dzieci ;) choć jest jedną wegeta bez chemii i wzmacniaczy ze sklepu Eco a teraz vegeta natur jest ale ona już nie jest tak intensywną w smaku bo to sól kurkuma i suszone warzywa i zioła. Ja używam jak nie mam swojskiego mięsa lub gotuje na serduszkach albo całkiem bezmiesna zupę. Da się.
Klaudek, dzięki za poprawkę :)
Klaudek masz 100% racji! Rosół na sklepowym kurczaku nie ma szans się udać bez podrasowania go Vegetą itp. Dlatego na dobry, w miarę zdrowy rosół w warunkach miejskich polecam wszystkim następujący schemat:
1. Mały szponder (może być prawie sama kostka) + kawałek indyka (skrzydło, goleń etc.) + nogę z kaczki
2. Wszystko obdzieramy ze skóry i wykrawamy nadmiary tłuszczu
3. Dokładnie myjemy pod zimną wodą i wrzucamy do dużego gara i zalewamy min. 4 litrami zimnej wody
4. Na średnim ogniu doprowadzamy prawie do wrzenia
5. Szumujemy co najmniej 3-krotnie, tzn. jak się nazbiera pierwsza „piana” wysoka na centymetr, to zbieramy szumy, potem znów gotujemy i czekamy, aż się nazbiera „białego” i tak do uzyskania klarowności
6. Po trzecim szumowaniu dodajemy: 2-3 marchewki, 2 pietruszki, mały seler, podpieczoną cebulę i……albo mamy suszone warzywa i wrzucamy dużą łychę i dużą łychę soli, albo idziemy na półśrodek czyli Vegeta Natur (jak pisał/a Klaudynek jest to sól, kurkuma i susz warzywny)
7. Na koniec odrobina pieprzu – pieprz jest niezbędny aby bulion był w smaku „przejrzysty”
8. Wszystko gotujemy min. 2 godziny tak, żeby się tylko pyrkało
Po ok. 1 godzinie (od nastawienia) warto wyciągnąć drób z gara, bo się zbyt rozgotuje.
To wszystko! Jedno gotowanie w wielkim garze raz na 2-3 dni nikomu nie zaszkodzi a na tym rosole udadzą się też wszystkie zupy.
Tak, jest to rosół chudy……ale jak ktoś lubi tłuściej to wrzucamy więcej mięsa.
P.S.
skórę i tłuszcz wykrawamy bo, to co zwierzę zje szkodliwego lub niepotrzebnego nam (np. antybiotyki, hormony etc.) w dużej części odkłada się w tkance tłuszczowej (bo to jest tkanka magazynowa). Jeśli nasz sprawdzony dostawca jednak lubi mięso podrasować i zabezpieczyć dodatkowo przed psuciem większość chemii trafi na skórę.
Dzięki za tę instrukcję :)
Błagam Was, jeżeli ktoś chce cokolwiek takiego podać dziecku to naprawdę jest nic nie wart… Ja dorosłym ludziom bałabym się podać to do jedzenia.
tak wszyscy najeżdżają na kostki a w markecie nie można się dopchać do półki. Ludzie puknijcie się! chemia jest wszędzie! dlaczego ją wymyślono – bo była i jest potrzebna! świeże warzywa mit! pełne pestycydów i innych świństw , warzywa w swoim ogródku?! kpina! nie ma to jak swój ogródek/ balkonik w pobliżu ulicy i spalin – ołów mniam mniam mniam! nawet woda jakaś podlewacie te swoje „roślinki” m więcej chemii (chloru) ba a deszczówka?! kwaśne deszcze i efekt cieplarniany! ludzie wariujecie na tym punkcie trzeba spożywać chemie uczyć organizmy do zmian później byle chrupek czy chips i już zdechlak pada! a te alergie? nieprzystosowanie organizmu!!! chcecie zdrowo, świeżo walczcie z efektem cieplarnianym!!!!
Racja, te wszystkie bio eko mamuśki to masakra.. Rozumiem wszystko , ale niektore to juz maja fioła , tego nie jedz tego nie ruszaj a czekolady ro jiz na pewno nie dam dziecku sprubiwac , biedne dzieci..
Kto gotuje na takich świństwach…ja??
Chyba muszę przejść 21 – dniowy detoks…A jeśli problemy mojej dorosłej córki z tarczycą wzięły się z takiego jedzeniA? to nie wybaczę sobie tego.
Trzeba się było zestarzeć, żeby na oczy przejrzeć…Choć pamiętam jedzenie u mojej babci na wsi…cudownie pachnące,.., smaczne? Dlaczego ja tego nie przejęłam??!!
Mama też gotowała bez wspomagaczy, co mnie podkusiło?? Łatwość uzyskiwania pożądanego smaku…
Masssakra!!