„Niedawno rozmawialiśmy z żoną. Poruszyliśmy dość zaskakujący, nawet jak na nas – parę, która rozmawia właściwie o wszystkim, temat…Gdybyś miała zadecydować, kogo ratować z płonącego budynku, co byś zrobiła…
Szczerze, nie wiem, co strzeliło mi do głowy, bo słowa padły same, jakby bez zastanowienia. Jednak gdy już je wypowiedziałem, trzeba było coś z nimi zrobić – mianowicie odpowiedzieć na pytanie.
I tutaj pojawiły się schody…bo żona powiedziała, że ratowałaby dzieci. Ja natomiast wskazałem na nią i poczułem się głupio, bo naprawdę tak czułem. Czy to oznacza, że nie jestem wystarczająco dobrym ojcem? A ona – kocha bardziej dzieci niż mnie? Teoretycznie tak powinno być, ale dlaczego poczułem się dziwnie niedoceniony, odstawiony na boczny tor? Wiem, to egoistyczne, ale trudno pozbyć się tych emocji, gdy stawka jest tak wysoka.
Po jej wymownym spojrzeniu, zorientowałem się, że dotknąłem tematu tabu. W naszym świecie zorientowanym na dziecko, wybranie żony to jak świętokradztwo. Mówią nam o tym, że dla dzieci trzeba zrobić wszystko. Dbać o ich wykształcenie, rozwój emocjonalny, fizyczny. I zgoda. Jednak coraz częściej idzie to wszystko trochę za daleko. Zamiast romantycznego wieczoru we dwoje zbyt często kanapki z masłem orzechowym, zamiast wspólnego wieczoru kolano dwulatka w oku, gdy śpimy we własnym łóżku a ono między nami, żona otulona chustami, nosidłami, zasypia z maluchem przy piersi, a ja oglądam sam telewizję lub snuję się po domu… Jemy w pośpiechu lub na zmianę, bo jest dziecko. Mijamy się. Jesteśmy zmęczeni. Racjonalna strona to akceptuje, ale emocje często krzyczą i buntują się, bo nie tak miało być. Gdzie nasza codzienność sprzed dzieci? Niedojrzałe myślenie? Wiem…
Miłość, jaką czuję do dzieci jest zupełnie inna od tego, co czuję do żony. Moja żona mnie inspiruje, jest moją pasją, uzależnieniem w pozytywnym słowa tego znaczenia. A dzieci? Uzupełniają naszą miłość, dają nową jakość. Jednak to Ona jest dla mnie najważniejsza. Tomek”
Kto jest dla Ciebie ważniejszy – mąż czy dziecko?
Powyższy list dotyka tabu – kto jest dla Ciebie ważniejszy i kogo kochasz bardziej partnera czy dziecko?
Choć wiele osób wskazuje, że uczuć tych nie da się porównywać i zestawić, to nadal toczą się dyskusję na ten temat, wywołując skrajne emocje. Oliwy do ognia dodaje fakt, że aż 75% kobiet otwarcie przyznaje, że kocha bardziej swoje dzieci niż partnerów.
A co na to mężczyźni?
Poruszenie wywołał mąż Nicole Kidman, piosenkarz Keith Urban, który stwierdził, że kocha Kidman bardziej niż ich dwie córki, dodał: „Dzieci nie powinny czuć się zbyt uprzywilejowane. To niebezpieczne! Najważniejsza jest nasza miłość”. W podobne zdumienie w 2011 roku wprawiła swoich czytelników i nie tylko amerykańska pisarka Ayelet Waldman, która przyznała, że kocha bardziej męża niż czworo swoich dzieci. Tłumaczyła swoje zdanie: „Wychowywanie dzieci to ciężka praca – często frustrująca. Jeśli nie miałabym męża, aby dzielić to wszystko, nie doszłabym tak daleko. Bardzo kocham moje dzieci, ale nie jestem w nich zakochana. To twarz męża widzę, gdy zamykam oczy, nie ich”.
Niektórzy naukowcy badali przywiązanie kobiet i mężczyzn do partnerów. Okazało się, że trzy razy więcej mężczyzn niż kobiet popełnia samobójstwo po nieudanym związku. Naukowcy wskazują, że to najprawdopodobniej dlatego, że kobiety zazwyczaj mają większe oparcie w rodzinie i przyjaciółkach niż mężczyźni.
Tymczasem co najmniej kilkadziesiąt badań przeprowadzanych po 1980 roku wskazuje, że najczęściej relacje między małżonkami zmieniają się na gorsze po narodzinach dziecka (zwłaszcza nieplanowanego – jeśli decyzja o potomstwie była przemyślana a wizja rodzicielstwa nie była idealizowana – fakt posiadania dzieci zbliża parę). Głównie z tego powodu, że kobieta otwarcie preferuje relacje z dziećmi. Takie są fakty. Potwierdzają je jeszcze inne wyniki badań, które wskazują, że gdy dzieci opuszczają dom rodzice z jednej strony borykają się z syndromem pustego gniazda, z drugiej są najszczęśliwsi, jeśli uwzględni się ich związek. Nareszcie mogą zacząć robić to, na co wcześniej nie mieli czasu. Oczywiście jeśli ich miłość przetrwała i mają jeszcze ochotę na aktywne spędzanie czasu we dwoje.
Głupie pytanie?
Czy pytanie: kogo uratowałbyś z pożaru – dziecko czy partnera można przekładać na pytanie, kogo bardziej kochasz?
W mojej opinii chyba nie.
Gdy pytamy, kogo uratujesz, to chyba do głosu dochodzi poczucie odpowiedzialności oraz ocena, kto ma szansę uratować się sam i kto jest bardziej bezbronny. Mężczyzna jest z natury silniejszy. Dzieci bardziej „kruche”, to dlatego do szalup z tonącego statku wysyła się najpierw „kobiety i dzieci”…
Dlatego mówienie o tym, kogo kocha się bardziej, budzi chyba niepotrzebny niepokój…Sztuką jest rozróżnienie różnego rodzaju miłości. Tak myślę. A Wy, co o tym sądzicie?
Myślę że miłość do dzieci i miłość do partnera to dwa różne uczucia, i nie powinnyśmy ich porównywać. Weźmy przykład czy bedąc w palącym się budynku i widząc dwoje obcych dzieci nie potrafiących się uratować i partnera który może dać sobie radę sam komu pospieszymy z pomocą? Myślę że każdy pomoże bezbronnym maluchom :-) I to o to w tej kwestii chodzi , idziemy z pomocą tam gdzie nasza podświadomość podpowiada ze jest ona niezbędna.
Najbardziej mnie wkurza, gdy mówią, że dzieci się ma na stałe, a męża nie. No sorry ja myślę inaczej. A miałabyś jedna z drug,ą te dzieci, gdyby nie mąż, co? :)
Zgadzam się, że faceci mają dzisiaj niełatwe zadanie. Mają być ojcami, ale i partnerami na medal, a jednoczesnie odnaleźć się w sytuacji, w której są odstawieni na boczny tor…
Ja kocham męża i synka tak samo mocno tylko że są to dwa rodzaje miłości. Oboje są dla mnie bardzo ważni i dla jednego i dla drugiego staram się poświęcić swój czas. Przecież i dla jednego i dla drugiego gotuje obiadki, robie prezenty itp. I moim zdaniem żaden z nich nie czuje się przeze mniej kochany.
Wiele razy przyglądałam się kobietom które po urodzeniu dziecka zaczynały ” świrować” na jego punkcie odstawiając męża/ partnera na boczny tor. Szczerze mówiąc takich kobiet wokół mnie jest bardzo dużo więc często miewałam głupie myśli że jestem wyrodną matką…
– bo moje dziecko nie jest dla mnie najważniejsze tylko jest tak samo ważne jak mój mąż…
– bo moje dziecko czasem zostawiam u dziadków żebyśmy mogli wyskoczyć na kolację lub basen…
– bo nigdy nie chciałam żeby moje dziecko spało z nami w łóżku więc od urodzenia spało w swoim łóżeczku obok naszego łóżka a gdy skończyło pół roku wylądowało w swoim własnym pokoju… itp
Jednak z perspektywy czasu myślę że moje zachowanie jest o wiele lepsze od tych „zwariowanych” na punkcie dziecka mamusiek
Po 1. w wielu tych związkach się nie układa przez to że mąż jest zaniedbywany a u mnie czegoś takiego nie ma.
Po 2. szczęśliwa mama= szczęśliwe dziecko. By dziecko było szczęśliwe nie trzeba poświęcać dla niego całego swojego czasu i życia i swoich przyjemności.
Po 3. takim sposobem nie wychowuję zadufanego w sobie dziecka któremu wszystko się daje i dla niego wszystko się robi
Macie rację, jest sporo ześwirowanych mam, które ustawiają faceta po kątach, bo dziecko, bo trzeba, bo to najwazniejsze chwile, bo nikt nie da sobie tak dobrze rady jak my i potem jest co jest. facet ma dosc, i w sumie wcale sie mu nie dziwie. nie ma idealnych rodzicow, trzeba wyluzowac troche i dbac takze o druga polowke. dzieci dadza rade, nawet jesli pobawia sie same, czy czasami ponudza sie.
To całkiem zrozumiałe, że kobieta ratowałaby dzieci. I to nie dlatego, że ” kocha je bardziej” niż męża ale dlatego, że są bardziej bezbronne. Nie da się porównać uczuć do dzieci z uczuciami do partnera bo to całkiem rożne miłości. Tak jak nie można porównać co jest lepsze – wykształcenie czy uroda? A nie można dlatego, że są z całkiem innej bajki. Ja tak to czuję. :) .
Cóż, to że kobieta rzuciłaby się by ratować dzieci jest kwestią naturalną, mamy instynkt macierzyński, poprzez 'trudy’ ciąży i porodu zżywamy się z dzieckiem, jest to specyficzna miłość, więc wydaje się to naturalne.
Tak sobie myślę trochę przekornie, że jeżeli ktoś deklaruje, że bardziej kocha dzieci niż współmałżonka, to w pewnym sensie popełnia zdradę. I coś w tym jest – mamy coraz więcej rozwodów i przy okazji bitwy o dzieci (a gdzie walka o ratowanie związku?). Jeżeli zostają razem, to często „dla dobra dzieci” – a gdzie dobro rodziców? Jeżeli ktoś szuka nowego partnera, to o wyborze często przesądza zdanie dzieci. Itd, itp. a potem okazuje się, że wychowujemy trzydziestoletniego egoistę.
Może jednak właśnie dla dobra dziecka rodzic powinien nieco więcej miłości dać drugiemu rodzicowi?
podpisuje sie dwiema rekami pod Twoja opinia:)
nasz Maluch (obecnie 6cio miesieczny) wyladowal w swoim lozeczku i wlasnym pokoju (obok naszej sypialni, z niania elektroniczna) w wieku trzech tygodni…nigdy nie spal z nami…owszem w sobotnie i niedzielne poranki bierzemy go do naszego lozka na przytulanki, ale na tym sie konczy.
Kocham ich obu nad zycie!
Kogo bym ratowała? No oczywiście, że dzieci. Bo same się nie uratują. Ale czy to oznacza, że mąż nie jest dla mnie ważny? Nie. Jest ważny, ale trochę inaczej ważny :) Kocham dzieci, ale kiedyś rozpoczną własny etap w życiu i odejdą. Mąż zostanie – taką mam nadzieję;) Dbamy o to, aby dużo czasu poświęcić dzieciom – bawić się z nimi, uczyć, wyjeżdżać itp. Jednak staramy się również od czasu do czasu mieć czas tylko dla siebie. Nie chcę, żebyśmy byli dla siebie obcymi ludźmi, gdy dzieci dorosną.
W zdrowej relacji jest to naturalne, że żoną i mąż są dla siebie najważniejsi. Te dwie miłości są od siebie różne, ale nie znaczy że nie można ich porównywać. Trzeba – w dojrzałej relacji to właśnie ta między kobietą i mężczyzną jest najważniejsza i największa – to też bardzo ważna lekcja dla dzieci. Że najlepsze dopiero przed nimi. Małżonkowie są częścią siebie, dzieci nie są częścią nas. Tak jak domek i pałac są od siebie zupełnie różne, ale da się porównać ich np. wielkość. Dzieci trzeba kochać bardzo mocno, a męża czy żonę o wiele mocniej niż je. Stawianie dzieci na równi czy pierwszym miejscu wszystkich krzywdzi. Dodam, że niestety i ja myślałam kiedyś inaczej. Życie na szczęście mocno to wszystko zweryfikowało – dzisiaj widzę, że musiałam po prostu dojrzeć.
Co do ratowania… Przed wszystkim ratuje się tych co nie mogą sobie pomóc sami, bez względu na wiek czy stopień bliskości. O wiele ciężej jest gdy trzeba wybierać między życiem dwóch bezradnych osób. To zawsze straszliwie bolesne. Ja bez wątpienia wybrałabym męża, mimo że bardzo kochamy nasze dziecko (gdyby oboje byli bezradni). On zrobiłby to samo.
Dobra. Mamy inną sytuację – mąż oberwał przęsłem i na pewno sam z tego domu nie wylezie. Kogo ratujecie najpierw?
Jak widzę należę do tej mniejszości wśród kobiet, która stawia partnera na pierwszym miejscu. I nawet nie chodzi o emocje, uczucia – ale o świadomą wolę. Chcę by tak było i chcę komuś ofiarować taki typ miłości. Podobnie analogicznej oczekuję.
Dzieci są bardziej bezradne, ale też szybciej się regenerują. Natura zakłada, że np. wywalą się parę razy.
Ludzie, „eksperci” sprowadzają problem do instynktów i popędów – ważniejsze, żeby dziecko przetrwało, „spełnienie seksualne jest mniej ważne”. Problem w tym, że niektórzy nie wiążą się z drugą osobą, bo w miarę im odpowiada, jest wzajemność, podobne plany i „spełnienie seksualne”. Po prostu potrafią kogoś obdarzyć naprawdę głęboką miłością – taką, jaką inni odkrywają dopiero przy pomocy instynktu wobec dzieci. I ci drudzy najczęściej tych pierwszych, niejako idących pod prąd instynktom – nazywają egoistami.
Tak jak tą Ayalet Waldman – inne kobiety, MATKI chciały ją rozszarpać u Oprah. :)
Zdecydowanie na 1 miejscu jest mój mąż. Dzieci są bardzo ważne, ale mąż o wiele ważniejszy. Wiele lat jestem już żoną, wiele lat jestem już matką – im dłużej żyję, tym łatwiej mi uszeregować to wszystko w życiu. I daje to zbawienne owoce :))
W bardzo trudnych warunkach może to wyglądać inaczej – jeżeli uratuję dziecko, a umrze małżonek, to dziecko i tak może później umrzeć (np. uratujemy niemowlę zamiast matki). Jeżeli uratujemy matkę, to matka wpadnie w depresję, ale raczej nie umrze. jeżeli uratujemy dziecko a nie matkę – to dziecko też umrze. Podobnie, jak z ratowaniem płodu kosztem matki…
Dziecko bez matki zginie i dlatego logiczne, że lepiej uratować chociaż kobietę niż dziecko, które – nawet uratowane – bez matki zginie. Jeżeli kobieta ma ten dylemat (mąż czy dziecko) – to trzeba pamiętać, że kobieta wyniesie dziecko z płonącego budynku, a mężczyzny nie wyniesie.
Zresztą zwykle najpierw ratuje się kobiety, potem dzieci, a mężczyzn na końcu…
Patrząc logicznie, gdyby ktoś miał zginąć, Żona lub Dziecko, to bardziej opłaca się uratować żonę, gdyż może (tak zakładam) urodzić jeszcze dziecko. Wiem, że argumentem przeciw jest to, że nie chce się trącić już żyjących dzieci, rzucam tylko pewien pogląd na tę sytuację. Chciałbym też zauważyć, że to żonie ślubujemy miłość do końca naszego życia . Gdybym miał wybierać między żoną, a dzieckiem, to na chwilę obecną kierowałbym się w stronę żony, oczywiście gdybym nie mógł poświęcić siebie