Żyjemy w dość dziwnych czasach. Z jednej strony szkoła ma być najlepsza, wysoko w rankingu, z drugiej jednak strony gdy nauczyciel wymaga od uczniów nieco więcej, to musi liczyć się z przykrymi konsekwencjami. Naraża się uczniom, rodzicom…i nierzadko dyrekcji.
Paradoks współczesnej szkoły
Z jednej strony liczą się rankingi, osiągnięcia uczniów, opinia szkoły w lokalnej społeczności. Im placówka jest lepsza, tym więcej dzieci chce się w niej uczyć. Z drugiej nauczyciele, którzy chcą zawalczyć o nieco wyższy poziom nauczania, często spotykają się z murem oporu. Rodzice narzekają, że od ich dzieci wymaga się za dużo. Skarżą się na zebraniach, piszą listy do dyrekcji. A dzieci cieszą się, gdy mamusia i tatuś dopną swego.
Bo nikt nie chce patrzeć na przemęczone dzieci, długie godziny nad książkami. Problemem są też niższe oceny. Nie liczy się nauka, to, co dzieci potrafią, ale jaką średnią ocen będą miały. A wiadomo, że zbyt wymagający nauczyciel skutecznie tę średnią obniża.
Ma być fajnie
Trudno pogodzić chęć wspierania uczniów zdolnych, motywowania do nauki uczniów średnich i wspierania uczniów słabych, gdy oczekiwania są takie, żeby na lekcji było zabawnie i „fajnie”. Dzieci chcą się czuć w szkole „na luzie”, uczyć się bez presji. Pragną, by wiedza wpadała im do głowy łatwo i przyjemnie.
Promuje się lenistwo. Nijakość. Na plus jest nieuczenie się i łapanie superstopni za nic. Do czego to zmierza?
Ano do tego, że nauczyciele odpuszczają. Idą po najmniejszej linii oporu. Skoro uzyskują taką informację zwrotną od rodziców i uczniów – to robią niewiele, byle nikt się ich nie czepiał. I w sumie łatwo taką postawę zrozumieć. Jeśli wielokrotnie trafiało się na „dywanik” u dyrektora, że było się za „dużą kosą”, to z czasem człowiek się „stępi”.
W konsekwencji poziom lekcji jest nierzadko coraz niższy, uczniowie ze szkół wynoszą coraz mniej. Kto chce się uczyć musi iść na korepetycje lub do szkoły prywatnej.
Czego powinni oczekiwać rodzice?
Rodzice powinni być mądrzejsi od swoich dzieci. Uczniowie mogą jeszcze nie wiedzieć, co jest dla nich dobre. Jednak dorośli powinni mieć już tego świadomość.
Powinni wiedzieć, że nauczyciel, któremu się chce, jest dla nich błogosławieństwem, że nie liczą się tylko oceny, ale przede wszystkim to, żeby być zmotywowanym do nauki. Aby wiedzieć nie tylko, ile się wie, ale jak sporo się jeszcze nie potrafi.
Dobry, wymagający nauczyciel to wielki dar. Jednak dobry nie oznacza nauczyciela, który nie panuje nad klasą, ma z nią „kumplowskie relacje”, nie realizuje materiału, połowę zadaje do domu, a potem robi kartkówki, sprawdziany i stara się złapać uczniów na tym, czego nie potrafią. Nie na tym polega bycie dobrym nauczycielem. Generalnie tych dobrych jest niestety coraz mniej.
„Dobry nauczyciel wyjaśnia, bardzo dobry nauczyciel demonstruje, a genialny inspiruje” Peter Woods
Komentarze