Jak wychować bohatera, czyli – tego nie potrafią matki

„Matka zastąpi każdego, ale nikt nie zastąpi matki” – ta oto głęboka sentencja krąży w sieci okraszona wzruszającymi fotografiami. Udostępniają wszyscy: mamy, dzieci, portale dla rodziców. Za każdym razem, kiedy mam okazję ujrzeć nową odsłonę tegoż tworu zastanawiam się nad jego sensem.  Niepotrzebnie, ten „cytat” nie ma sensu.  Matka nie jest w stanie zastąpić dziecku nikogo. Z całą pewnością nie powinna próbować.  Czas pogodzić się z faktami: matka, to „tylko” matka. Ta rola powinna nam wystarczać.

Jak wychować bohatera

 

Co dajemy dziecku?

Myślę, że nie jest nadużyciem twierdzenie, iż dziecko jest dla matki całym światem. Przez pierwsze lata życia malucha, faktycznie nasz świat kurczy się do rozmiarów małego ciałka. Wszystko inne schodzi na dalszy plan. Karminy, przytulamy, wspieramy rozwój, uczymy. Wydawałoby się, że faktycznie jesteśmy w stanie dać dziecku wszystko i zastąpić każdego.
Wpajamy dzieciom wiele pozytywnych wartości, niestety, nie tylko. Uczymy dzieci również tego, co same czujemy: strachu o ich życie i zdrowie, przesadnej ostrożności. Często zabraniamy zabaw, prób które mogą skoczyć się kontuzją. Tu na scenę wkracza równie niezastąpiony i potrzebny TATA.

Zabawy z dreszczykiem

Półtoraroczniak, który na placu zabaw znajduje się pod opieką matki kursuje pomiędzy piaskownicą a bezpieczną huśtawką. To samo dziecko pod opieką ojca potrafi znacznie więcej. Z przerażeniem obejrzałam film z placu zabaw nakręcony dwa lata temu- moje maleństwo (drobne, kruche, wymagające ochrony i pomocy) niczym zwinna małpka wspina się drabinie, pokonuje tor przeszkód złożony z poziomych belek zawieszonych na łańcuchach,  zjeżdża zgrabnie z ponad dwu metrowej zjeżdżalni, wywija orła, po czym z okrzykiem radości gramoli się z powrotem na drabinkę. Mnie wydawało się, że córka nie potrafi, nie poradzi sobie. Nie przyszło mi do głowy, aby przynajmniej dać jej spróbować. Przeciętna matka nie pozwoli dziecku na niebezpieczną w jej opinii zabawę. Wiele z nas wyręczając, podsadzając, ułatwiając i czając się tuż za dzieckiem (z obawy, że zaraz się przewróci!), daje mu jasny sygnał: nie potrafisz, nie poradzisz sobie, przewrócisz się. Tata –przeciwnie! Guz, zadrapanie, stłuczone kolano, czy pospolity siniak to drobiazg, który nie jest w stanie zepsuć zabawy. To ojcowie zazwyczaj wpajają dzieciom wiarę we własne możliwości, pozwalają na upadki, wprowadzają w ich życie dozę potrzebnego ryzyka.

Mali bohaterowie

Kilka lat temu „Polityka” zamieściła artykuł o strzelaninie w jednej z amerykańskich szkół. Naukowcy wzięli pod lupę zachowanie uczestników wydarzeń. Dlaczego część dzieci była skłonna przytrzymywać drzwi, aby ułatwić ucieczkę swoim kolegom, podczas gdy zdecydowana większość parła na przód, nie interesując się niczym, poza własnym bezpieczeństwem? Okazało się, że dzieciaki ryzykujące własnym życiem, aby pomóc innym miały świetne, głębokie relacje z ojcami. Daje do myślenia!

A Ty? Chcesz być matką bohatera?

Po głębszym zastanowieniu stwierdzam, że wolałabym mieć pewność, iż w razie niebezpieczeństwa, moje dziecko skupi się na sobie. Że będzie za wszelką cenę ratowało to, co dla mnie jest najcenniejsze na świecie- siebie. Dlatego też z wdzięcznością, patrzę jak niezastąpiony tata daje dziecku  to, na co ja nigdy bym się nie zdobyła.

Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Skonsultuj się z lekarzem.

Żaneta, matka Heleny. Zadeklarowana przeciwniczka klapsów, nocnikowego terroru i hodowli geniuszy. Stara się wychować dziecko na jednostkę szczęśliwą, niekoniecznie wybitną. Od dwóch lat - spełniona i szczęśliwa kura domowa . Z "nudów i bezczynności" wymyśliła sobie zajęcie: blog. Wierzy, że bez poczucia humoru nie da się wychować dzieciaka "na ludzi". Stara się do misji, którą jest macierzyństwo, podejść z dystansem.

Komentarze

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.*

  1. Sylwia

    „Mnie wydawało się, że córka nie potrafi, nie poradzi sobie. Nie przyszło mi do głowy, aby przynajmniej dać jej spróbować.” – te dwa zdania mnie przeraziły. To prosta droga do wychowania kaleki życiowego! Na szczęście jest tatuś :) Moją wielką ambicją jest wychowanie jednostki, która będzie nie tyle wierzyła we własne możliwości, ile po prostu wiedziała, że da radę. Trzeba ufać dziecku, takie nadmierne chuchanie i dmuchanie tylko hamuje jego rozwój. Ono naprawdę dużo potrafi i nie, nie rozpadnie się od przewrócenia się na ziemię :)

    • helowa. mama

      Przeraża,że matka półtorarocznej dziewczynki nie wpadła na to,aby zaprowadzić ją do malpiego gaju? Ooo,proszę mi wierzyć to nie jest najbardziej przerażająca zbrodnia przeciwko samodzielnosci;) Całe szczęście, matka tego konkretnego dzieciaka poszła po rozum do głowy. Dzisiaj jest pełna wiary w umiejętności córki, co nie znaczy, że nie dostaje zawału na widok karkołomnych wyczynów;)

    • ojciec

      Wydaje mi się, jeśli dobrze zrozumiałem, że artykuł wcale nie jest o tej konkretnej rzeczy czyli puszczeniu dziecka do małpiego gaju. Rzecz jest o tym, że ojciec jest tak samo ważny w wychowaniu dziecka jak matka. Nie ma czegoś takiego jak supermama są superrodzice. Artykuł moim zdaniem opisuje jak różne role mają oboje rodziców. Małpi gaj jest jedynie przykładem. A Ty podważasz rolę tatusia. Nie ładnie. Żyjesz stereotypami, które cały czas jak pokazuje ten portal w większości artykułów, deprecjonując rolę ojca. Kobiety wchodząc w rolę zarówno twardziela względem dziecka, jak i opiekuńczej i czułej matki budują w dziecku poczucie zagubienia. Owszem często jest też tak, że to ojciec spełnia tą drugą rolę, czyli jest bardziej miękki w wychowaniu (i zachowawczy) jak mamusia. Samej mamusi naprawdę trudno będzie wychować jednostkę (jak to napisałaś), która nie będzie egocentrykiem a społecznikiem. Dowodzą tego badania na dzieciach z amerykańskich szkół, na które powołuje się Żaneta.

      • xxx

        Hahaha…zabawne. Pomylił pan adresy, akurat ta strona jest niezwykle przyjazna ojcom, jak można tego nie widzieć? A że pojawiają się różne artykuły? Ma pan prawo sądzić, że jest nieomylny? są różne poglądy, różne tendencje. Polecam się wyluzować, bo naprawdę Pan przesadza

        • ojciec

          A bardzo dziękuję szanowna Pani za troskę, jestem bardzo wyluzowany, tolerancja do poglądów należy się obu stronom toteż proszę mi nie dawać dobrych rad co mam czytać a czego nie. Reasumując gdy szkaluje i dyskryminuje się w artykułach ojca to wtedy jest super a gdy ktoś pokazuje różnicę między wychowaniem przez mamę i tatę to natychmiast naraża się na krytykę jak pokazują komentarze. Jak to było z Kalim?

          • dota dota

            Ojciec, ja też mam wrażenie, że nie do końca masz rację.
            Trochę mi przykro, że w artykułach na tej stronie widzisz to, czego w mojej skromnej opinii w nich nie ma. Publikujemy różne treści, bo rodzicielstwo samo w sobie ma różne oblicza.;)
            Gdy zakładaliśmy tę stronę była wolna domena sosmatki i pokrewne, wybraliśmy inaczej. Nieprzypadkowo. Nie ukrywam, że jeszcze sporo pracy przed nami.

            Być może apel o wyluzowanie ma na celu nie doszukiwanie się na siłę i…wyrozumiałość…;) Tyle z mojej strony. Pozdrawiam serdecznie i dziękuję za wszystkie komentarze :)

            • ojciec

              Temat jest niestety o wiele szerszy by zamykać go stwierdzeniem „tak macie racje to ja wyolbrzymiam, jestem niesprawiedliwy, by tak oceniać ten portal”. To prawda, że intencje zawsze są super a potem się przymyka na niektóre rzeczy oczy. Powtarzam po stukroć ojcowie są zawsze szkalowani i to zostało już przyjęte za normę. Niestety pokutuje tu też zaangażowanie ojców, którzy nie wypowiadają się na forach, bo albo po prostu boją się zarzutów, że nie zna się bo nie urodził, nie karmi piersią i innych ważnych spraw, które z natury są przypisane matkom, albo się już do tego przyzwyczaili. Mamy kreują tylko 50 procent wizerunku/opinii rodzica więc proszę posłuchajcie też drugiej strony.

  2. Jola

    Ja jestem akurat ta odważna, więc nie chucham na dziecko, ale rzeczywiście mąż mimo to odważniejszy, ale to już chyba za bardzo odważny ;)

  3. Hans

    Dzięki! :) Krótko, ale na temat. W sam raz dla przyszłego taty.

  4. Gosia

    U nas jest akurat odwrotnie. Tata we wszystkim widzi zagrozenie, a wiekszosc rzeczy stanowi smiertelne narzedzie (wlaczajac w to ciastoline ;) ). Kiedy opowiadalam jak nasz dwulatek sam wszedl po drabince na jedna z wiekszych zjezdzalni (asekurowany z tylu w razie przegapienia szczebelka) i sam zjechal raczej bez leku wspierany moim „trzy, czte-ry” malzon robil sie zielony i blady na zmiane ;)