Rodzice są na skraju wytrzymałości…A dzieci?

Po otwarciu wielkich galerii handlowych i pozostawieniu szkół zamkniętych w wielu rodzicach coś pękło. Nie kryją swojego oburzenia i ogromnego rozczarowania. Dodatkowy gniew wywołała decyzja o możliwości organizacji półkolonii zimowych…w szkołach. Nie dlatego, że taki wypoczynek jest dzieciom niepotrzebny! Wręcz przeciwnie. Tylko od razu nasuwa się pytanie, dlaczego można zorganizować półkolonie, a nie można wrócić do nauki stacjonarnej w szkole tak, żeby zachować środki ostrożności?

Każdy tydzień zdalnej nauki to strata. Dla rodziców, dzieci, nauczycieli. Ci ostatni też coraz głośniej wypowiadają się o tym, że chcą wrócić do szkół. I choć zdania na ten temat są podzielone (kiedy i jak należy to zrobić), to nie da się ukryć, że szkoły powstały po to, żeby dzieci mogły się w nich uczyć, a rodzice pracować, płacąc podatki, również na szkoły. Im dłużej trwa taka nietypowa sytuacja, tym gorzej dla wszystkich. Długotrwałe konsekwencje obecnego zamknięcia mogą być znacznie poważniejsze niż nam się teraz wydaje.

Dzieci protestują

Nie można porównywać dzieci do dorosłych. O ile osoba dojrzała jest w stanie zrozumieć obecną sytuację i przystosować się do trudniejszych warunków pracy zdalnej, o tyle dziecko nie ma takich możliwości.

Najmłodsi mają inne potrzeby. Przede wszystkim szkoła nie służy im tylko do nauki, ale także do interakcji społecznych, które nawiązują oni w drodze do szkoły. Dzieci mierzą się z różnymi sytuacjami, problemami, uczą się trudnej sztuki negocjacji, rozwiązywania problemów. Przed monitorami nie mają takich możliwości.

W wielu rodzinach dzieci, które dotąd uczyły się chętnie, są rozdrażnione, „trudne”. Stały się płaczliwe, bojaźliwe, albo wyobcowane, wypalone. Nie włączają na lekcjach kamerek, nie chcą, żeby inni ich oglądali. Wycofują się do swojego świata. Niechętnie zabierają głos na lekcji. Gdy mierzą się z trudniejszym wyzwaniem, nagle „nawala” im internet. Narzekają na ból głowy, pleców, na to, że nauczyciele się spieszą, nie zawsze wszystko dosłyszą, zrozumieją…

Jeszcze rok temu wszyscy krzyczeli, ze dzieci i młodzież za dużo czasu siedzi przed komputerem. Mamy grudzień 2020…. teraz nie ma sprawy….” K.

Uczą się kombinować

Dzieci na nauczaniu zdalnym uczą się kombinować. I osiągają dalsze etapy wtajemniczenia w technikach oszukiwania.

To nie tak, że w szkole stacjonarnej nie było możliwości do takich praktyk. Oczywiście one były, ale z oczywistych powodów trzeba było zachować pozory, ukrywać się, być ostrożnym, bo trzeba było się spodziewać, że ktoś patrzy.

W domu można łatwo ściągać. Wszystkie sprawdziany pisać nieuczciwie. Tak samo odpowiadać. Choć wprawiony nauczyciel na pewno zauważy, że dane dziecko nie jest uczciwe, to ma ograniczone możliwości weryfikacji tego faktu. W konsekwencji wielu pedagogów odpuszcza. Uznaje, że i tak w przyszłości wiedza zostanie zweryfikowana.

Dzieci pewnie wrócą kiedyś do szkół, ich umiejętności zostaną sprawdzone później na rynku pracy. I efekt tego może być dramatyczny. Już poziom nauki kuleje, co pokazują badania wśród młodzieży, a będzie jeszcze gorzej. Obniżanie wymagań na egzaminach pogłębi ten proces.

Na razie to tylko problem dzieci i rodziców. Z czasem jednak to będzie kłopot dla całego społeczeństwa.

„Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie” akt fundacyjny Akademii Zamojskiej, 1600 r.

Jaki w tym sens?

Naprawdę trudno zrozumieć logikę postępowania.

Dzieci się spotykają po szkole, chodzą grupkami w centrach handlowych. Spotykają się na zajęciach sportowych, w sporych grupach. Mogą uczestniczyć w zajęciach dodatkowych. W wielu szkołach prywatnych jest względnie normalnie, dzieci są w szkołach, bo rodzice „nie mogą zapewnić warunków do nauki w domu”.

W przedszkolach, żłobkach „tłumy”.

Szkoły dla nauki natomiast pozostają zamknięte. By zorganizować półkolonie można je otworzyć.

W dużych sklepach mnóstwo ludzi…

Codziennie pojawiają się zapowiedzi o tym, kiedy nauka wróci stacjonarnie, by za chwilę ktoś z rządzących podkreślił, że nic nie jest pewne. I nie warto się nastawiać na to, że dzieci wrócą do placówek. Jednocześnie informuje się o „obniżeniu wymagań” na egzaminach. Komu to służy?

Na pewno nie dzieciom, rodzicom…

 „U mnie w Norwegii dzieci chodzą do szkoły, a rodzice do pracy. Od września są przypadki zachorowań w szkole i wtedy w danej klasie jest kwarantanna. I nic po za tym. I to działa. Moja córka w Polsce ma mieć egzamin praktyczny z fryzjerstwa, można sobie wyobrazić, jak go zda, jeśli nie była w szkole od marca 😱 To błędne koło. Szkoły muszą zacząć uczy.” M.

Jesteśmy tu dla Ciebie. Podejmujemy tematy, które dla nas, Rodziców, są ważne. Miło nam Ciebie gościć na naszej stronie! :) Pozostaw ślad po sobie w komentarzu! Jeśli prowadzisz bloga, chętnie Cię odwiedzimy! :)

Komentarze

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.*

  1. Mirna

    Zdalne nauczanie to teatr… Farsa! Jako nauczyciel widzę same minusy… Najgorsze jest to, że końca nie widać

  2. Monika

    Bardzo dobrze napisane.

  3. Joanna

    Gdzie jest teraz rzecznik praw dziecka kuratorium i Ministerstwo Oświaty? Pózniej będą chodzić po ziemi niedouczone bałwany, których jedynym celem i osiągnięciem zarazem będzie trzymanie nosa w telefonie. Nikt teraz nie walczy o te nasze dzieciaki

  4. Viktoria

    Nauczyciele też są na skraju wytrzymałości

  5. Kinga

    Jeśli ktokolwiek myśli że działania rządu są dla dobra społecznego jest idiotą.

  6. Danuta

    Nie włączać e lekcji protest i tyle rodzice nauczyciele uczniowie.

  7. Paulina

    Dzieci również…

  8. Katarzyna

    Dzieci maja dosc

  9. Joanna

    Absurd… najbardziej zal dzieciakow…
    /w Italii, w regionie w ktorym mieszkam, na szczescie podstawowki sa otwarte.. maseczki obowiazkowe nawet w lawce (nie do konca rozumiem po co?) ale przynajmniej dzieci maja ze soba jako taki kontakt…/

  10. MIlena

    Wczyscy mamy dość dzieci rodzice i nauczyciele! Tylko nasz rząd tego nie potrafi zrozumieć jak to negatywnie się odbije na dzieciach.