„Od kilku tygodni śledzę doniesienia medialne. Pewnie tak, jak większość z nas. I widzę ciekawy antagonizm. Osoby na własnej działalności lub pracujące u „prywaciarza” chcą wracać do pracy. Osoby w budżetówkach są bardziej skłonne zostać w domu. Podobnie wygląda to w placówkach opiekuńczych i edukacyjnych. Dyrektorzy placówek prywatnych otworzyli swoje placówki w wielu miejscach kraju. Dyrektorzy placówek państwowych mówią, że potrzebują czasu. Przepraszam bardzo, pytanie aż samo ciśnie się na usta, co robili przez ostatnie 6 tygodni? Nie mieli świadomości, że dzieci będą wracać do placówek i trzeba zorganizować opiekę na nowych zasadach?
Tu można a tu się nie da?
To zdumiewające, jak wiele zależy od tego, czy dziecko chodzi do placówki prywatnej czy do państwowej. Dyrektorzy placówek prywatnych wiedzą, że muszą się otworzyć, bo to ich być lub nie być. Dlatego przypuszczam, że przez tygodnie narodowej kwarantanny przygotowywali się do tego, co nastąpić przecież musi. Gromadzili środki ochrony osobistej, kupowali specjalne odkurzacze, urządzenia do odkażania, tworzyli nowe rozwiązania do wdrożenia po powrocie, szkolili kadrę.
Co robili dyrektorzy placówek państwowych? Nie wiem. Obawiam się, że niewiele. Dzisiaj bowiem mówią głosami włodarzy dużych miast. Nie da się, jest za mało czasu, trzeba tyle zmienić. Placówek nie otwieramy 6 maja, nawet nie 12, może uda się około 20 maja. Może…
Jak to się dzieje, że wiele firm działa, sklepy funkcjonują, przez tego typu miejsca przechodzą tysiące osób każdego dnia i ludzie chodzą do pracy? Dlaczego nauczyciele szkół państwowych nie mogą pracować w nowej rzeczywistości? Dlaczego strach jest tak wysoki? Ja rozumiem dzieci i specyfikę pracy. Jednak minęło już tyle czasu…I mam wrażenie, że dla dyrektorów państwowych placówek to po prostu kwestia wygody, czy inaczej braku problemu.
Robi się wszystko, żeby zniechęcić rodziców do wysyłki dzieci do przedszkola państwowego. Co się w tym samym czasie robi w placówkach prywatnych? Buduje zaufanie. Chodzi o to, by rodzice chcieli zaprowadzić dziecko do placówki i czuli się bezpiecznie, bo pracować przecież trzeba. Właściciele przedszkoli wiedzą o tym lepiej, że jak gospodarka nie ruszy, to wkrótce nie będą mieli dla kogo otwierać przedszkoli i żłobków, bo dzieci zostaną w domach ze swoimi bezrobotnymi rodzicami.
Czy tak samo będzie w placówkach państwowych? Na pewno tak. Wpływy do budżetu miast spadają, w wielu miejscach nawet o połowę zmniejszają się wpływy z podatków dochodowych. Miasta już wkrótce dotkliwie odczują braki budżetowe, a z pustego nawet Salomon nie naleje. Już słyszy się o redukcjach etatów w placówkach oświatowych. A to pewnie dopiero początek. Dlatego w interesie nas wszystkich jest, by stworzyć bezpieczne warunki do pobytu dzieci w żłobkach i przedszkolach. Powrót do rzeczywistości jest konieczny.” Karolina
Komentarze