To chyba najtrudniejsze w byciu rodzicem. Pozwolenie, żeby dziecko uczyło się na błędach. Dawanie mu coraz większej wolności. Zrobienie kilku kroków wstecz i przyglądanie się z bezpiecznej odległości. Serce czasami boli, gdy widzimy, że coś można byłoby zrobić lepiej, aż chce się interweniować, podpowiedzieć. Jednak są sytuacje, kiedy to nie jest dobry pomysł. Bo wiemy też, że dziecko się nie nauczy, jeśli samo czasami się nie sparzy. Na błędach uczymy się bowiem najszybciej i najwięcej. I nie ma nauki bez niepowodzeń, upadków i cennych życiowych lekcji. Trzeba wiedzieć, kiedy i na ile pozwalać, a to już sztuka.
Podnoszenie kłód i kamyczków spod stóp
Rodzic jest do tego, żeby pomagać. Jest przewodnikiem i wsparciem. I nie ma znaczenia, ile dziecko ma lat – czy kilka, czy jest już dorosłe. Rodzicem jest się zawsze.
Jednak rola rodzica się zmienia. Od tej skoncentrowanej na pełnej pomocy, obecności, zaspakajanie wszystkich potrzeb a kończąc na tej, która każe stanąć z boku i pozwolić dziecku na samodzielne podejmowanie decyzji i mierzeniu się z ich konsekwencjami. Wielu nie umie odpuścić. Są tacy, którzy nie chcą dać dziecku dorosnąć.
Choć chcemy chronić dziecko, to nie możemy przez całe życie usuwać spod jego nóg kłód. Nie możemy kontrolować sytuacji w 100%. Musimy pozwalać na coraz większą samodzielność. Z czasem wierząc, że przekazane wartości, rady i wskazówki będą dla dziecka ważne. I samo będzie umiało albo przenieść kłodę, albo ją przeskoczyć – w zależności od tego, co w danej sytuacji będzie korzystniejsze.
Naszą rolą jest trwać i wspierać. Nawet wtedy, kiedy dziecko popełni błąd, nie posłucha rady. Zamiast mówić po fakcie „a nie mówiłam”, karać i okazywać dezaprobatę, lepiej okazać zrozumienie, dać nadzieję, pozwolić na zregenerowanie się i spróbowanie ponownie. Swoją postawą pokazać, że dziecko może do nas przyjść z każdym problemem i uzyska wsparcie. To wymaga dużej dojrzałości. Nie jest łatwo pozwolić dziecku na błędy.
Mamo, pozwól mi na samodzielność
Prawda bowiem jest taka, że życie poznaje się nie z w teorii, ale w praktyce. Dziecko żeby dojrzało i było
gotowe po latach żyć samodzielnie, potrzebuje:
- wyzwań,
- porażek,
- prób,
- zranień,
- smutku,
- rozczarowań,
- cennych lekcji.
Musi doświadczyć sytuacji, kiedy nie wszystko pójdzie po jego myśli, kiedy podejmie decyzję, która nie okaże się dobra.
Największym wyzwaniem dla rodzica z kolei jest znalezienie równowagi między ingerencją i pomaganiem, a pozwoleniem na samodzielność. Bo z jednej strony nie można pozostawić dziecka bez wsparcia, ale z drugiej strony bycie helikeptorowym, zbyt opiekuńczym rodzicem to czynienie dziecku krzywdy.
Czego na pewno nie robić? Co robić?
Każde dziecko jest inne i każda rodzina również. Nie ma złotych zasad. Warto jednak zastanowić się:
- Czy nie pozwolić dziecku na samodzielne pakowanie plecaka już w pierwszej klasie?
- Samodzielne kontrolowanie, czy lekcje są zrobione?
- Czy dziecko nie może samo zrobić sobie kanapek?
- Kiedy jest odpowiedni moment, żeby samo zostało w domu?
- Może by uniknąć pokusy, by po raz kolejny zawozić dziecku zapomniany zeszyt do szkoły?
Pozwolić, żeby dziecko dostało minusa za brak przygotowania? - Czy nie pozwolić dziecku na wspinanie po drzewie, dbając o jego bezpieczeństwo lub uprzednio
pokazując, jak to zrobić?
Warto pomyśleć, na ile dana sytuacja jest naprawdę trudna, a na ile próbujemy ograniczyć aktywność dziecka z uwagi na nasz lęk czy stres. Jako rodzice będziemy zawsze martwić się o dziecko. Warto pracować nad swoimi emocjami, by niepotrzebnie nie wlewać w dzieci własnych lęków i ograniczeń, by umieć zachować równowagę – być rodzicem, nadzorować, chronić, ale nie blokować. To naprawdę trudna
sztuka. I będzie wymagała wielu wyrzeczeń oraz ciągłej pracy nad sobą.
Komentarze