„Do mojego syna każdego dnia po szkole przychodzi kolega. Kumplują się i razem trzymają. Je u nas obiad, a czasami nawet kolację. Jego rodzice długo pracują…. Ja też jestem poza domem. W domu z kolei pracuje mąż. I to on pilnuje dzieci. Teoretycznie dobrze, że kolega przychodzi, bo syn ma towarzystwo, nie ma przecież rodzeństwa…z drugiej strony mąż czasami się skarży na tę sytuację, bo odwiedziny są dosłownie codziennie. Hałas w domu, bałagan, karmienie nie swojego dziecka, sprzątanie po nim…Można sobie to wszystko wyobrazić….Rozumiem, jakby spotkania odbywały się raz u nas, raz u kolegi. On jednak nigdy do siebie nie zaprasza. Co sądzicie na ten temat? Bo mąż mówi, że czasami czuje, jakby miał drugie dziecko na utrzymaniu” – zapytała Kasia

Trudne czasy
Dzisiejsza rzeczywistość i wysoko rozwinięty konsumpcjonizm sprawiają, że pracujemy coraz więcej, coraz mniej odpoczywamy. Nasze wymagania rosną, a apetyt wraz z nim, w miarę jedzenia…Mamy coraz mniej czasu dla siebie, ale również własnych dzieci. To niestety źle wpływa na wychowanie najmłodszych. Skutki tego są widoczne na każdym kroku, zwłaszcza przez nauczycieli. Dzieci są zagubione, osamotnione, często nie radzą sobie z wyzwaniami dnia codziennego.
Pokolenie temu miały większe wsparcie od babć, sąsiadów. Wielu rodziców ze względu na pracę zawodową tylko jednej osoby mogło bardziej zadbać o dzieci. Dzisiaj co prawda mamy więcej rzeczy, ale zdecydowanie mniej czasu dla siebie. A to generuje problemy różnego typu, również taki jak opisany wyżej.
Dodatkowe dziecko na wychowaniu?
Kasia z jednej strony cieszy się, że dziecko ma towarzystwo, z drugiej narzeka na zbyt wielkie zaangażowanie ich w opiece nie nad swoim dzieckiem. Naturalnie powinno wyglądać to tak, że raz dziecko jest u siebie, raz zapraszane jest do kolegi. Gdy jednak dzieci są zawsze w tym samym domu, wśród niektórych rodzi to opór i poczucie „przegięcia”.
Sytuacja często nie jest prosta. Dziecko nie zaprasza do siebie z uwagi na gorsze warunki mieszkaniowe, a nawet wprost wyartykułowany zakaz od rodziców. Nieobecni rodzice nie chcą innych dzieci u siebie w domu. Natomiast w weekend, gdy są w domu, pragną mieć spokój, zamiast odwiedzin znajomych dzieci.
To dość wygodne rozwiązanie, żeby nie napisać, że egoistyczne. Dziecko korzysta z pomocy innej rodziny, natomiast ta rodzina nie oferuje nic w zamian, od siebie. W praktyce zazwyczaj jednak sytuacja prezentuje się w znacznie bardziej skomplikowany sposób niż na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać.
Co sądzicie na ten temat?
W zakresie zapraszania się do domów powinna istnieć równowaga? A może to bez znaczenia, że jedno dziecko często przebywa u kolegi, tam je, pije, a niekiedy nawet śpi, a do siebie nigdy nie zaprasza?
Komentarze