Mówi się, że kiedyś dzieci bawiły się same, a teraz potrzebują ciągłej obecności rodziców.
Zmieniło się podejście do najmłodszych, którym jeszcze kilkanaście lat temu wystarczył znaleziony w parku patyk czy kawałek gazety do zabawy, a teraz często nie wystarcza edukacyjna, wielofunkcyjna zabawka oraz stymulujące uwagę pluszaki.
Skutek jest taki, że rodzice (przyznając się do tego głośno lub nie) wzdychają, że ich dziecko nie umie się samo bawić i poszukują genialnej zabawki, która rozwiąże ich problem. Jednak kolejny nabyty przedmiot zajmuje jedynie na chwilę. A kłopot i poczucie osaczenia przez dziecko domagające się ciągłej aktywnej obecności rodzica pozostaje…
Zwłaszcza wtedy, kiedy maluch pozostaje z rodzicem w domu przez cały dzień i opieki nad nim nie dzieli się z kilkoma innymi osobami.
Lubię się bawić z dzieckiem, ale…
zabawa przez kilkanaście godzin mnie nudzi. Potrafię się do tego przyznać. Nie dlatego, że nie kocham córki, czy jestem w powszechnym mniemaniu „złą matką”, ale dlatego, że czuję się normalna i…nie zapominam o tym, że jestem też po prostu człowiekiem.
Właśnie z tego powodu już od momentu, kiedy córka zaczęła raczkować, zwracam szczególną uwagę na to, by budować w niej poczucie pewności siebie oraz zachęcać do samodzielności. Być może z wygody, być może z przekonania, że niezależność to bardzo ważna cecha. Nie tylko u dorosłego, ale również u dziecka. Także w zabawie.
Im młodsze dziecko..
tym krócej zajmuje się zabawą. To oczywiste. Dlatego trzeba mieć świadomość, że od dwulatki nie ma co wymagać samodzielnej zabawy dłuższej niż przez pół godziny.
Jasne jest, że dziecko nie będzie się bawiło samo ze sobą cały dzień. Jednak można uzyskać efekt, kiedy zainicjowane zabawy przez rodzica przyciągną uwagę malucha na kwadrans czy pół godziny, co w przeciągu całego dnia da nam kilka godzin „spokoju”.
Maluch rzecz jasna może się bawić sam, ale w wieku kilkunastu miesięcy czy dwóch lat najlepiej wychodzi mu to pod okiem rodzica. Z własnego doświadczenia polecam wychodzić z pokoju na minutę czy dwie, mówiąc, że zaraz się wróci, by w ten sposób dodatkowo wspierać samodzielność malucha. Dodatkowo dobrym zwyczajem jest chwalenie malucha, jednak nie w nazbyt angażujący sposób, by nie odciągać samym sobą uwagi dziecka od zabawy. Wystarczy podejść i pogłaskać po głowie, czy nie ruszając się ze swojego miejsca, pochwalić słowem lub się uśmiechnąć do maluszka.
Zabawa trzylatka, czterolatka
Specjaliści podkreślają, że zabawa dla dziecka jest bardzo ważna i to w jaki sposób ona przebiega w dużym stopniu zależy od tego, czy dziecko się prawidłowo rozwija. Na tym etapie: trzech-czterech lat maluch już jest bardziej niezależny w zabawie. Potrafi się bawić bez mamy czy taty, ale co jakiś czas woła rodzica, chce coś pokazać, pochwalić się. Zabawa powinna być inicjowana przez rodzica. Powinna stanowić rozrywkę, która wymaga obecności dorosłego przez chwilę. Trudności w budowanie niezależności mogą się ujawniać na tym etapie właśnie w kłopotach w samodzielnej zabawie.
Tyle w teorii. Jak osiągnąć ten efekt w praktyce? Poleca się rozmawiać z dzieckiem. Także z tym, którego w wieku około dwóch lat nie uczyło się samodzielnej zabawy, mówić po prostu, że mama i tata muszą w danym momencie coś zrobić, że są tuż obok. Nie trzeba oczywiście chyba wspominać, że nic nie powinno odbywać się na siłę, że naturalne jest przytulenie dziecka oraz wydłużanie czasu na samodzielną zabawę. Jednak konsekwencja i poczucie, że to dla dobra dziecka, potrafi zdziałać cuda.
Ponadto niezależnie od wieku warto pamiętać o tym, że jeśli uczymy dziecko się samo bawić, nie oznacza to, że nie mamy bawić się wspólnie! Chodzi raczej o to, by wraz z rozwojem dziecka czas spędzany z dzieckiem na aktywnej zabawie we dwoje/troje nie był już podstawową formą rozrywki.
Jestem złą mamą?
Spotkałam się ze stwierdzeniem, że rodzice, którzy wspierają niezależność dziecka i uczą je samodzielnej zabawy już w wieku kilku lat, są:
- wygodni,
- bez serca
- złymi rodzicami,
- „skoro zdecydowali się na dziecko, to mają prać, prasować, myć podłogi i gotować obiady, kiedy dziecko śpi”.
Pozwolę się z tym nie zgodzić.
Oczywiście inaczej wygląda sytuacja, gdy oboje rodziców pracuje zawodowo poza domem. Wtedy, gdy mama i tata wracają do domu, starają się zapewnić maluszkowi uwagę, bo sami są stęsknieni. Takiego aktywnie spędzonego czasu potrzebuje również dziecko.
Naturalne jest to, że w takiej sytuacji po powrocie do domu „wszystkie pilne sprawy porzuca się”, by „zająć się” maluszkiem. Nie taki model rodziny mam przede wszystkim na myśli.
Piszę raczej o rodzicach, którzy pracują w domu, mają kilkoro dzieci, opiekują się starszą osobą w mieszkaniu, czy po prostu potrzebują równowagi, nie godzą się na poświęcenia, nie są w stanie poświęcić połowy dnia na „siedzenie na podłodze”.
Jestem przekonana, że w każdej sytuacji wybór powinien należeć do każdego rodzica i każdy powinien mieć świadomość jego konsekwencji. Mądrzy psychologowie podkreślają, że nie ma nic złego w tym, że chcemy mieć czas dla siebie, że nie godzimy się na całodniowe zabawy i uczymy dziecka samodzielnej zabawy, nawet w wieku kilkunastu miesięcy (czyli wtedy, kiedy inni twierdzą, że nie mamy prawa wymagać od malucha, by „zajął się sobą”).
Tak, bo jak matka urodzi dziecko, to ma zapomnieć o sobie i się bawić całymi dniami. Tak jak z karmieniem piersią, też na żądanie jest rozumiane opacznie…A to tak nie działa, trzeba normalnie funkcjonować.
Doroto, trafiłaś tym tematem w 10! Moja Julka mimo, że ma już prawie 5 lat ciągle chce, by się z nią bawić… Owszem, pobawi się sama, ale krótko i co sekundę mnie woła. Najlepiej jednak, żeby ciągle ktoś bawił się z nią… A ja mam wyrzuty sumienia, że … zabawa po pół godzinie mnie nudzi, że wolę poczytać, posiedzieć przy komputerze, kiedy mam chwilę…
Bardzo mi się podoba. I nie uważam, że stymulowanie dziecka (brzydki wyraz, ale na razie nie mogę wymyślić innego) do samodzielności to coś złego. Mój syn za chwilę skończy rok, odkąd zaczął raczkować większość zabawek ma w dużym pokoju, więc mam go stale na oku. Czasami ma dni „jestem kulą u nogi” i nic nie da rady zrobić, ale najczęściej potrafi się skupić na zabawkach (swoich albo kuchennych – garnki, pojemniki plastikowe itp.) przez jakiś czas i wcale nie potrzebuje mnie do tego. Czasem coś mi pokazuje albo przynosi, przychodzi się przytulić, a potem wraca do „bałaganu” i wyciąga sobie coś nowego. Dzięki temu mogę zrobić obiad, poczytać gazetę albo zwyczajnie się pobyczyć. Matka też człowiek, choć Nadludź ;-)
Moja Łucja na szczęście uwielbia bawić się sama. Ostatnio nawet idzie do swojego pokoju, zamyka za sobą drzwi i gada do siebie i gada… I tak potrafi nawet godzinę :)
Ale rzeczywiście jest to efektem mojego „lenistwa” we wcześniejszym etapie. Jak była mała grzechotałam jej zabawkami zawieszonymi na pałąkach maty edukacyjnej i zostawiałam. Ona sama potem próbowała się nimi bawić na wzór moich działań. Potem zeszłyśmy „na podłogę”, ale zasada została zachowana. bawiłyśmy się klockami razem, po czym wstawałam i mówiłam, że idę sobie zrobić herbatkę i do niej wrócę. Robiłam tę herbatę, wypijałam, potem kanapkę, również wypijałam, a ona bawiła się i nawet nie zauważała, że mnie nie ma :)
u nas jest podobnie, mały nie chce sam się bawić, dlatego wymyślam mu jakąś zabawę, mówię, że coś idę zrobić ale zaraz wrócę i wtedy się pobawimy ( zawsze dotrzymuję słowa)…zazwyczaj działa, choć na 10 -15 minut, z reguły też wiem jak siedzi cicho w pokoju i mnie nie woła tzn. że coś broi;) Bardzo dużo czasu spędzamy razem, często się bawimy, ale kiedy zwyczajnie mam ochotę poogladać tv dostaje do rysowania farby albo ciastolinę i na jakiś czas mam chwilę wytchnienia.( choć potem masę sprzątania) Mam też znajomą, która ma niespełna 3 letnią córkę i nigdy nie widziałam by mała prosiła o wspólną zabawę, ale po prostu jest tak nauczona, że sama się bawi, ogląda tv a mama np. siedzi cały dzień w kompie…..efekt jest taki, że mała mówi tylko : mama, tata, baba…więc coś za coś
każda mama przebywająca 24h/dobę z dzieckiem potrzebuje chwili „spokoju”,moze wyda się to niektórym mamom bez sensu ale ja tak czuje….moja córcia ma 15miesięcy, energie którą ja też bym chciała mieć i nigdy na nic nie ma czasu;))))jednak jeśli chodzi o samodzielną zabawe to na poczatku też miałąm wyrzuty sumienia, ze córcia ledwo zaczeła siadac a ja ją wsadzam do łóżeczka zasypuje zabawkami a sama gotuję obiad czy wieszam pranie….jednak siła woli i potrzeba chwili sprawiły że aktualnie dziecko bawi się samo a ja jestem w stanie duzo zrobić i nie czuje sie złą matka wysyłając dziecko do pokoju pełnego zabawek gdzie wiem że tam czuje się dobrze a mama zawsze jest w mieszkaniu, gdyz dziecko musi czuc się bezpiecznie i myślę że to jest w sumie najważniejsze że pomimo iż bawi się samo musi czuc że ktoś jest blisko a samodzielnej zabawy w końcu się nauczy każde dziecko…..a my tez potrzebujemy choćby10min dla siebie aby nie zdziecinniec….;)
bardzo fajny artykuł. Zdecydowanie polecam stosować rady wskazane przez Panią Dorotę. My rownież uczymy nasze dziecko podobnych zasad i wspomniana chwila dla siebie jest czasami największym marzeniem rodzica. Warto uczyć dziecka samodzielności i samodzielnej zabawy
A moje roczniaki bawią się same. Lepiej bawią się same niż z dorosły. Czasem mnie to martwi, że nie są wystarczająco stymulowane i że będą się wolniej rozwijać nić rówieśnicy, ale nie zmuszę ich do zabawy ze sobą.
O proszę! A ja myślałam,że Amerykę odkryłam:) Myślę,że dziecko, jak każdy, potrzebuje obok stymulowania, zabawiania itd- samotności, spokoju, czasu dla siebie. Poza tym, kiedy obserwuję zabawę swojej córeczki, widzę, że ta samotna różni się od naszej wspólnej. Mała naśladuje to, co kiedyś jej pokazywałam, „mówi” za zabawki, wymyśla nowe zastosowania, a gorliwa mamusia nie „poprawia” genialnych pomysłów:)
:) Nasza dwulatka (plus trzy miesiące) coraz więcej bawi się sama, nadaje imiona zabawkom, naśladuje nas, bawi się w taki sposób, w jaki jej pokazaliśmy. Też mnie to bardzo cieszy…Jestem chyba „z tych wyrodnych”, które są przekonane, że dzieci powinny bawić się generalnie same, a rodzice są od tego, by uczestniczyć w zabawach od czasu do czasu. Na pewno nie na każdym kroku, przez cały dzień, „wybawiając” z każdej chwili nudy. Zgadzam się z tym, co powiedział ktoś mądrzejszy, że nuda rodzi kreatywność ;) I mądre osoby się nie nudzą…Myślę, że dzieci też trzeba tego uczyć. :) Wychodzi dobrze i dla dzieci i dla rodziców. :)
Zgadzam się z autorką tekstu w 100% jestem mamą bliźniaków. W tej chwili mają 10 miesięcy i szczerze powiem, że nie pamiętam od kiedy potrafią się sami bawić ale już jakiś czas. Oczywiście wymagaja opieki, obserwacji i zabawy z naszej strony ale potrafia przez dłuższy czas zająć się zabawkami. Zabawkami różnymi: takimi dla dzieci ale i garnkami, łyżkami, folią która szeleści, balonami itp..
Ha! Nie znam mamy bliźniaków, która poświęca im każdą chwilę dnia, nie pozwala na samodzielność zarówno w zabawie jak i w ubieraniu, jedzeniu itd. Na naszym podwórku bliźniaki to najsamodzielniejsze i najsprytniejsze dzieciaki! Pod tym jednym względem macie łatwiej: żeby zostać mamą kwoką nadzorującą dziecko w każdej sekundzie dnia, musiałabyś się rozdwoić:)
z tą folią do zabawy to nienajlepszy pomysł, ale to twoje dzieci.
a ja czuję się jak wyrodna matka bo chciałam w ten sposób wychowywać córkę, ale niestety mieszkam z teściową, która na każde zapłakanie i zawołanie córki przybiegała i zabawiała i teraz dziecko jak tylko próbuję coś zrobić w domu woła babcię a ta od razu przybiega i spełnia zachcianki Krysi. Bardzo mi z tym źle ale nic zrobić nie mogę :(
Dobrze „zdrowo” napisane. Też jestem tą złą matką, która wymaga od dzieci samodzielnej zabawy, chyba bym zwariowala gdybym miala sleczec nad nimi godzinami, wiadomo ze kochamy sie najbardziej na swiecie ale rodzic to nie dziecko rodzenstwo jest od zabawy a nie mama czy tata,
U mnie córka zazwyczaj bawiła się tym co było w kuchni, ponieważ ja po przyjściu z pracy spędzałam w niej sporo czasu. W efekcie wałek, packi drewniane, sznurki stawały się wędką, puszka ze śledziami nagle stała się telefonem, a garnki były perkusją. Moja kuchenna obecność spowodowała, że córka w późniejszym czasie przeniosła się do pokoju obok ale zawsze wracała żeby coś opowiedzieć i zaprosić mnie do zabawy. Z czasem te samodzielne zabawy stawały się dłuższe i cieszę się że teraz Mała potrafi bawić się sama. Najbardziej mnie zaskoczyła jak weszłam kiedyś do jej pokoju i usłyszałam „mamo, nie przeszkadzaj mi teraz bo się bawię moimi wężami” (u nas węże to kolorowe sznurki zakończone kulką ;)
Bardzo fajne rady, inspirujący wpis :)
:)
To wina tego że teraz sa same jedynaki. Kobiety nie chcą mieć więcej dzieci poniewaz nie mają gdzie meiszkać, jest także bezrobocie. Więc samotne dzieci lgną bardziej do rodzicow. Kiedys sie bawiły w rodzeństwie.
prawda.. no ale co zrobić..
Dla tych co uważają że to wina iż większość ludzi ma jedno dziecko:Jestem jedynaczką I to gówno prawda.Lubiłam sama spedzać czas jako 1-2 latka I tak samo lubię spędzać czas sama jako dorosła 27letnia kobieta.
Ja mam podobny problem, Moja córka ma 6 lat, nie odstępuje mnie na krok, chodzi za mną jak cień, co 10 minut przychodzi się przytulić i mówi jak mantrę, że mnie kocha i kiedy w końcu przestanę pracować- pyta. Córka potrafi przyjść w nocy do łóżka, potrzebuje bawić się z mamą lub bratem starszym ( który też przed nią ucieka ). Dostaje szału jak nie chce iść sama siku w nocy tylko ze mną, dodatkowo boi się ciemności, nie chce zasypiać i ciągle jak jest sama to się nudzi.Nie wytrzymuje tego osaczenia i mam dosyć. Jak nauczyć 6-latkę samodzielności? to jest o tyle trudne, że ona okazuje mi miłość i dobro, jest grzeczna, chce wszystko robić ze mną ( szyć, prać, sprzątać ) , ale ja nie chce. Chce też pobyć sama. Jestem samotną matką i na wiele jej pozwalałam po odejściu ojca, żeby ten brak zrekompensować, ale już siadam i nie daje rady
Jak nauczyć 2letnie dziecko samozabawy. Synowa oddała mi dziecko pod opiekę przez 10 godz.dziennie. Mam 70 lat i jest mi ciężko biegać za nią, siadać na podłodze, nosić na rękach itd.
Mam 14 miesięczną córkę która nie daje mi wytchnienia nawet na sekundę. Jak ją staram się zostawić w pokoju i mówię że zaraz przyjdę to za mną idzie. Nie zostanie sama. Co powinnam zrobić?
Moje dziecko ma 3,5 roku i cały czas chce żeby się ktoś z nim bawił, od dwóch tyg dodatkowo jest chore i jesteśmy razem w domu i pozwolę sobie stwierdzić że czuje się wytyrana, wyczolgana na wszystkie strony…dramat ani chwili dla siebie samej.
Moja córcia ma 4,5 i jeśli się zajmie czymś sama to max pół godziny, i tak w tym czasie co chwilę o coś pyta, lub chcę żeby jej pomóc np. rozebrać lale. Marzę żeby pobawila się sama 2 godz. Ciekawe kiedy przyjdzie taki czas…i zastanawiam się jeszcze czy takie jej zachowanie wynika z jej charakteru czy z moich błędów?