„Wiecie jak drażni widok grzecznie siedzących niemowląt w wózkach, tych wszystkich, które od razu zasypiają położone w gondoli, kiedy Twój maluch nie zachowuje się jak „normalne dziecko”? Ja niestety wiem i chciałabym się podzielić z Wami naszą historią, być może w ten sposób komuś pomogę. Może przeczyta to jakaś mama lub tata, która zrozumie, że czasami dzieci takie już są i nie da się ich zmienić? I w ten sposób nie będzie próbowała popełniać tych samych błędów, które ja mam na sumieniu?

Moje dziecko nie chce jeździć w wózku
Mój synek urodził się z wrodzoną niechęcią do wszelkich pojazdów i form transportu. Akceptował od pierwszych dni życia jedynie moje ramiona, później również dłonie męża. Spacer to było dla nas wielkie wyzwanie – na początku bardzo się buntowałam i drażniła mnie sytuacja, bo był tylko płacz i głośne protesty. Próbowaliśmy różnych sposobów kołysania, podnoszenia oparcia, wkładania do wózka najróżniejszych zabawek i gadżetów, różnych pór wychodzenia na zewnątrz. Nic nie pomagało. Był protest, czy to chłodno, czy ciepło, czy słońce za chmurami, czy rozpraszające się na budce wózka.
Ktoś podsunął nam „genialny” pomysł, by synkowi pozwolić się wypłakać…Niestety z powodu desperacji i wielkiego zmęczenia uległam. To jeszcze pogorszyło sprawę, bo tak jak synek płakał dopiero wkładany do wózka, tak od tego momentu zaczynał płakać po wyjściu z domu, gdy zorientował się, że czas na spacer. Skutek był taki, że zamiast relaksować się wspólnie na świeżym powietrzu, denerwowaliśmy się i znienawidziliśmy spacery.
W konsekwencji spędzaliśmy spacer na krzykach lub noszeniu zadowolonego niemowlaka (gdy aura na to pozwalała) i pchaniu wózka brzuchem. Zdaję sobie sprawę jak to musiało wyglądać….
Ulżyło mi dopiero, gdy kupiliśmy nosidło dla niemowlaków. I się skończyło – wkładałam synka do środka przed spacerem, zabierałam ze sobą wózek i odkładałam, gdy zasnął do gondolki, dzięki temu zyskując swobodę i odciążając kręgosłup. Nie było to rozwiązanie idealne, ale na pewno lepsze niż walka z małym dzieckiem, który za żadne skarby świata nie chciał „ustąpić”.
Moje wnioski?
- lepiej zaspokajać potrzeby dziecka niż z nimi walczyć,
- lepiej zaufać dziecku niż wierzyć w mity, że każde dziecko lubi jeździć w wózku (wiele razy to słyszałam),
- nie ma sensu się obwiniać, ale próbować odnaleźć się w nowej sytuacji,
- spacer może być naprawdę przyjemnością – zawsze jest jakieś rozwiązanie – jak nie nosidło to kocyk i leżenie pod drzewkiem w parku, gdy aura na to pozwala.
Każde dziecko może polubić spacer, także to anty-wózkowe.”
Kasia
Oj znam ten problem znam…U nas przeszło jak urodziło się drugie dziecko, nagle trzylatka zechciała jeździć w wózku jak młodszy brat ;)
Haha :)
Znam to z autopsji, u nas niestety nie przeszło z wiekiem
Zazwyczaj przechodzi, bo wózka się przestaje używać :) Maluch z niego wyrasta. ;)
Też dostałam podobne rady od lekarza, który powiedział, żebym dziecko odłożyła na dłużej jak płacze, to się uspokoi (dziecko było bardzo chore, płakało z bólu i strachu, bo które 2 tygodniowe dziecko się nie boi). W efekcie po powrocie do domu mieliśmy 3 tygodnie z głowy, bo mały ani nie chciał w nosidle jeździć w wózku (oczywiście w domu, bo o wyjściu na dwór nie było mowy, po prostu chciałam go przyzwyczaić), samochód był złem, jedyne co pomagało to leżenie na mamie na brzuchu 24 godziny na dobę. I wiecie, że to pomogło( skorzystaliśmy też trochę z tych magicznych kocyków otulaczków), bo dziecko po prostu potrzebowało takiej prostej rzeczy jak bliskość, owszem nie jadłam, rzadko korzystałam z toalety itp, ale dziecko nie skończyło 2 miesięcy, a ja mogłam go spokojnie odłożyć na dłużej niż 20 minut i nie płakał, aktualnie przesypia od 19 do 8 rano (karmię go 3 razy przez sen, aby zapewnić mu spokój), badania lekarskie, które byłyby bolesne dla dorosłego znosi dzielnie bez płaczu i częściej się z nami bawi. Płacze, bo każde dziecko płacze, ale nie pozwalam mu na dłuższe pozostawanie w strachu.
Warto odpowiadać od razu na potrzeby naszego malucha,szukać odpowiednich rozwiązań dla naszej pociechy, bo od tego jesteśmy, jeśli nie mamy innych obowiązków, to nic nie stoi na przeszkodzie, aby dziecko było noszone bez przerwy, bo kiedyś będziemy chciały je przytulić, ale będzie już za późno, bo pójdzie do szkoły, na studia, znajdzie kogoś innego do przytulania :)
Dla takich dzieci-ale też dla tych 'normalnych’- polecam CHUSTĘ! Taką długą, 4- metrową szmatę -genialny wynalazek:) Bliskość mamy(lub taty :D ), a przy tym odciążony kręgosłup i 2 wolne ręce! Bezcenne i piękne wspomnienie-niestety już minione:(
Dla tych przerażonych oswajaniem szmaty polecam chusty.info gdzie mnóstwo mam które same już to przeszły śpieszy z pomocą’chustonówkom ’:D
Z Pani wypowiedzi wynika, że dziecko może mieć nadwrażliwość przedsionkową. Proszę zgłębić ten temat i ewntualnie rozważyć pomoc terapeuty Integracji Sensorycznej.
Jak ja Pani dziękuję za tą wypowiedź!!!
Masz ten sam problem?
Ja też miałam podobny problem, jak syn skończył 4 miesiące to zbuntował się przeciwko wózkowi i też wrzeszczał wniebogłosy na spacerze, to był koszmar-i te spojrzenia innych, jakbym była najgorszą matką na świecie bo mi dziecko w wózku płacze. Poczekałam aż zrobi się cieplej, akurat zaczynała się wiosna i przełożyłam dziecko do spacerówki-oczywiście na płasko go woziłam, ale wszystko widział, obserwował i problem się skończył. Za to chusta u nas okazała się niewypałem-i przy pierwszym i przy drugim dziecku niestety.
No tak, chusta nie wszystkim odpowiada. Pisałam o tym w osobnym artykule na tej stronie :)
Witam,
mam ten problem. Moje pierwsze dziecko jezdziło i po 3godziny w wózku. Dlatego,gdy miało się urodzić drugie, kupiłam wózek podwójny. Przydał się na miesiąc. Potem młodsze,przestało chcieć jeździć. Zaczął się koszmar. Ciągły płacz,krzyk… niestety nie mogłam jej wziąć na ręce, bo drugie dziecko (trochę ponad 1,5 roku starsze) mi wtedy uciekało albo płakało,bo chciało jechać dalej. Spacery zaczęły byc koszmarem…. przemęczyłam się pół roku. Starsze chodzi do żłobka żeby nie siedzieć całe dnie w domu. A ja z młodszym siedzę w domu całe dnie… Niestety spacerówki też nie lubi. Ostatnio przestała chcieć jeździć nawet w samochodzie. Jestem więźniem we własnym domu. Jedyne co pomaga,to ponosić na rekach i jak usnie to włożyć do wózka. Ale to się sprawdza tylko gdy nie mam dwójki pod opieką.. Rozważam chustę, która nie była możliwa do tej pory ze względu na kłopoty z biodrami. Jestem strzępkiem nerwów…. A miało być tak pięknie