„Oceny nigdy nie były sprawiedliwe, ale to, co się dzieje obecnie to już przekracza wszelkie pojęcie. Dzieci się nie uczą, wykłócają, mają nikłe pojęcie o przedmiocie, ale wystarczy, że mają krzykatą mamusię, a już nie muszą się bać, przejmować, czy w ogóle starać…. Jeśli wychodzi jedyneczka, to będzie dwójka. Jeśli trójka, to nie może być, że na świadectwie pojawi się tak niska ocena, ni z tego ni z owego, ku niewielkiemu zaskoczeniu postronnych obserwatorów wyjdzie czwóreczka. Tak to wygląda. A później się dziwią co poniektórzy nauczyciele, że się ich nie szanuje…” – napisała Natalia.
Polska szkoła ocenami stoi
Dzieci nie powinny uczyć się dla ocen. Bo to nie o oceny chodzi. To oczywiste.
Zresztą oceny niczego dzisiaj nie odzwierciedlają. Jeszcze pokolenie temu skala nadużyć nie była tak duża. Obecnie wystawianie ocen to jakiś kabaret. Przynajmniej w niektórych szkołach, na co skarży się coraz więcej osób.
Zaczynając od takiego paska…. Kiedyś, żeby mieć na świadectwie pasek, naprawdę trzeba było się postarać. Obecnie, gdy skala ocen sięga aż szóstki i szóstkę można dostać często za „nic”, świadectwo z paskiem liczone tak jak kiedyś od 4,75 właściwie traci sens. Tego typu wyróżnienie nic nie znaczy.
Świadectwo z paskiem miałoby podobną rangę jak wcześniej, gdyby było liczone od 5,75….wtedy ponownie tego typu odznaczenie mieliby nieliczni. Ale przecież nie o to chodzi, żeby nagradzać tylko „najlepszych”, bo we współczesnym świecie „najlepsi” mają być prawie wszyscy. Najlepiej pół klasy…
Masz tą szósteczkę
Nauczyciele wystawiają oceny coraz częściej na odczepnego. Ktoś krzyczy? Ktoś się wykłóca?
Dziewczynka popłakała się? A chłopiec obraził na panią? Rodzic przyszedł do szkoły zrobić dym? To co ja będę się użerać….Po co mi to! Wstawię wyższą ocenę, choć wiem, że dane dziecko na nią nie zasługuje.
Inny rodzic się nie upomina? Widocznie mu nie zależy. Dziecko obiektywnie lepiej uczące się pozostanie z niższą średnią i gorszymi ocenami. Czego to uczy? Rodzice takiego dziecka mogą po prostu za żenujące uznawać wykłócanie się o oceny.... To będzie poniżej ich godności, nie robią tego. Wierzą w sprawiedliwość. Skutek? No to się zdziwią, jak ta sprawiedliwość i obiektywizm wyglądają…naprawdę!
Szkoda jednak, że lekcja, jaka płynie za taką postawą, jest bezlitośnie rozbrajająca. Szkoła zamiast uczyć pracowitości, uczciwości, zamiast pogłębiać ciekawość świata, pokazuje, że liczy się rozpychanie łokciami i głośne krzyczenie. Nie ma sprawiedliwości. I dzisiaj to już skrajnie zauważalne!!
Może niech wszyscy mają najlepsze oceny?
Ten kto wie, jak wygląda praca w klasie, w której mało komu się chce, nie potrzebuje lepszego komentarza. Wiadomo, jak wygląda taka nauka…I bez trudu można ocenić jej wartość oraz zrozumieć konsekwencje – wynoszenia się tych, którym zależy, do lepszych szkół.
Oceny stanowią pewną formę straszaka. Dawniej motywowały do nauki. Wiadomo było, że można nie zdać…do kolejnej klasy. Trzeba choć odrobinę ogarniać. Dzisiaj? Dzisiaj jest inaczej! Zdają właściwie wszyscy. Wystarczy się uśmiechać, udawać, że się człowiek stara…i tyle.
I niby ok…. Uczymy się nie dla ocen, tylko dla wiedzy. Stąd coraz głośniej mówi się o tym, że z ocen w ogóle trzeba zrezygnować. I może nawet miałoby to sens, ale tylko w sytuacji, gdyby szkoła była dobrowolna. Gdy jest obowiązkowa, chodzić do niej trzeba, to w interesie wszystkich jest, żeby panował w niej chociaż względny spokój i żeby forma motywacji, jaką są oceny pozostała. Nie fikcyjna, ale
prawdziwa!
Problem w tym, że nawet oceny przestały już działać. A to dlatego, że są wystawiane całkowicie niesprawiedliwie.
Rozdawanie dobrych ocen jak popadnie, wystawianie piątek i szóstek za nic to pokazywanie ambitnym uczniom, że nie warto się starać. Po co zgłaszać się na lekcjach? Po co wykonywać dodatkowe zadania, skoro inni, którzy tego nie robili na koniec roku, będą ocenieni tak samo?
Dostaną takie same stopnie?
To jak z klasycznym „czy się stoi, czy się leży”…gdy ambicja, przebojowość, pracowitość nie są doceniane, to te osoby, które „ciągnęły wózek”, którym się chciało, zwyczajnie przestają to robić.
Wszystko w naturalny sposób równa do średniej, a tak naprawdę do…bylejakości. Fenomenalnie ten mechanizm opisany został w książce „Atlas zbuntowany” Ayn Rand.
I tak, jak we wspomnianej powieści, ci, którzy krzyczą, że nie należy wyróżniać najlepszych uczniów, że oceny są niepotrzebne, wkrótce mogą zobaczyć skutki swoich działań. Najbardziej opłakane dla nich samych…Bo „najlepsi” zawsze sobie poradzą. Ci, którym się chce, ogarną. A reszta…będzie zdana sama na siebie. W dorosłym życiu, w którym prawda wyjdzie na jaw również.
Komentarze