Macierzyństwo polane lukrem i wymieszane z niewyobrażalną ilością cukru już się przejadło. Na rynku wydawniczym bardzo chętnie prezentowane są książki, które mają przedstawiać, jakie jest macierzyństwo naprawdę. A jakie jest? No właśnie…Problem w tym, że tego można się dowiedzieć dopiero… po fakcie. Do każdej matki prawda dociera znad kołyski, przewijaka, deski do prasowania, wypełnionej po brzegi pieluchy, w środku nocy, podczas pobudek co godzinę oraz wtedy, kiedy jeszcze nie zdąży wyschnąć lakier na paznokciach, a już trzeba pędzić do dziecka.
Macierzyństwo to harówka
Joanna Woźniczko-Czeczott nie popada z jednej skrajności w drugą. W zabawny, ale również bardzo prawdziwy sposób opisuje rzeczywistość. Taką, jaką zna każda z nas, ale tak, jak mimo wszystko rzadko się o niej mówi. Głównie ze względu na presję bycia uśmiechniętą, zawsze szczęśliwą, pełną energii matką lub z obawy przed tym, by nie wpaść do worka pod tytułem „depresja poporodowa”.
A jak jest? Wiadomo, według Autorki: frustrująco, stresująco, nudno, męcząco. Matka spędza czas na kilkukrotnym czytaniu tej samej bajki, spacerowaniu przez kilka godzin w parku, na cierpliwym tłumaczeniu, gotowaniu, objaśnianiu przyrody, podcieraniu nosa i pupy. W planie dnia są też obowiązki, które nie są doceniane (autorka nawiązuje do licznych badań, które są boleśnie szczere i w jednoznaczny sposób oceniają miejsce matki niepracującej) i po których wypełnieniu można czuć się wyczerpanym, sfrustrowanym, co dodatkowo pogłębia przekonanie, że teoretycznie nic się wartościowego nie zrobiło, „bo przecież siedzi się z dzieckiem w domu”…
Czytasz i czytasz i nic nie wiesz
Na czym polega fikcja macierzyństwa? Nie tylko na tym, że media bardzo często prezentują nieprawdziwą wizję macierzyństwa, ale również dlatego, że nawet przeczytanie kilku książek nie przygotowuje odpowiednio do tej roli. Zbyt wiele matek ma problem z efektem „wywietrzenia” całej wiedzy tuż po porodzie. Do roli matki nie przygotowują nawet szkoły rodzenia, które tłumaczą jak urodzić, a nie jak wychować.
Wiele kobiet doznaje szoku, jest zdezorientowana, przeciera z niedowierzaniem oczy. Boi się przyznać, że jest im pod wieloma względami źle. Podpisują się pod wizją różowo-niebieskiego macierzyństwa, by nie otrzymać łatki „złej matki”.
Po tej książce trudno spodziewać się radosnego gruchania matek nad wózkiem. Nie jest to żadna idylla ani medialny różowy przekaz. Jednak są to wspomnienia, które czyta się niewiarygodnie dobrze, mimo dość radykalnych przedstawianych obrazów. Tak dobrze, że w wielu miejscach można się utożsamiać z bohaterką, która pisze nie tylko o swoich zmaganiach z macierzyństwem, ale również z pracą po porodzie, jak również wspomina o tym, jak macierzyństwo wpływa na relacje z partnerem. Autorka bez kompleksów dzieli się swoimi porażkami, trudnościami oraz tym, że po porodzie nie da się żyć tak samo, jak przed urodzeniem dziecka. Szkoda tylko, że lektura nie poprawia humoru…ale to chyba nie jej rola.
A tam, to było nie ważne, grunt że miałam zostać mamą :-) a teraz to tylko żeby jakoś przetrwać do wyfrunięcia dzieci z domu :-D
Bardzo ciekawa recenzja. Mnie zachęca :)
Tak, macierzyństwo to pod wieloma względami ściema…
Jak macierzyństwo może być ściemą???? Bo nie rozumiem, jak można czas opieki i wychowania nad dzieckiem można nazwać ściemą? Ściemą jest to w jaki sposób macierzyństwo kreują media i celebryci… Macierzyństwo to ciężka praca, ale jednocześnie najpiękniejszy czas w życiu kobiety!!!!
Świetnie napisana recenzja. Ja jednak mam osobowość trochę depresyjną, dlatego chyba nie sięgnę…