Czego by nie pisać o polskiej służbie zdrowia, kobiety rodzące w kraju mają ten komfort, że krzyk podczas porodu nie jest zakazany (choć ciągle w niektórych miejscach bywa niemile widziany), a na pewno nie trzeba z jego powodu płacić.
Całkiem inaczej jest w Zimbabwe, jednym z najbiedniejszych krajów świata, gdzie rodzące muszą liczyć się z koniecznością opłaty za głośne zachowanie. Przelicznik? 5 dolarów płacone za każdy krzyk. Skutek? Kobiety obawiają się rodzić w szpitalach, by nie zbankrutować! O sprawie stało się głośno z powodu raportu, który został opublikowany w tym tygodniu przez międzynarodową organizację do walki z korupcją „Transparenty International”.Jak to wytłumaczono? Krzyk kobiet, za który trzeba wnosić opłatę, władze uznały za przykład wnoszenia bezpodstawnego niepokoju oraz sygnalizowanie zagrożenia, którego nie ma.
Ile to 5 dolarów dla mieszkańców Zimbabwe? Niestety to ogromna kwota. Roczny dochód mieszkańca wynosi około 150 dolarów. Nic dziwnego, że młode mamy nie mogą sobie pozwolić na choćby dwa niekontrolowane okrzyki. Tym bardziej, że koszt porodu w tym kraju to aż 50 dolarów!
Niestety nawet pusty portfel nie chroni je przed prawem. Zdarzało się, że kobiety były więzione w szpitalach, zanim rachunek nie został uregulowany. Pieniądze musiały się znaleźć. Tym bardziej, że nieterminowa spłata bywała obciążana odsetkami.
Zastępca premiera Zimbabwe wystąpił o śledztwo w tej sprawie.
W obawie przed opłatami za poród, wiele kobiet w Zimbabwe decyduje się na poród w domu. Niestety sporo z nich umiera. Z raportu wynika również, że każdego dnia umiera w tym kraju 10 kobiet w ciąży. Przerażające…
Nieludzkie! A co do mnie…do tej pory spłacałabym raty…
Jak oni tak mogą!!!
Na pewno za tym stoja faceci..i dlatego mezczyzni nie powinni rzadzic
Niesamowite…a my narzekamy, ze zyjemy w chorym kraju…