Młodzież rezygnuje z religii. W mediach czytamy, że głównie z powodu kryzysu wiary. Jednak prawda jest dużo bardziej złożona. Często na religię nie chodzą dzieci i młodzież rodziców deklarujących, że wierzą i czynnie uczestniczą w życiu kościoła. Powód rezygnacji z lekcji jest nieco inny niż się zakłada. Bywa, że jest ich więcej niż jeden…
Przeładowany plan
Kiedy najwięcej osób rezygnuje z religii? Oczywiście w starszych klasach, szczególnie od klasy siódmej, gdy plan jest już rozbudowany, a dzień w szkole wyjątkowo długi. Wizja siedzenia na kolejnej lekcji bywa wtedy zbyt mocno przytłaczająca, zwłaszcza, gdy religia jest planowana na ostatniej lekcji, po godzinie 15 czy 16.
Nuda na lekcji
Innym argumentem jest nuda na lekcji. Religia przypomina bardziej pobyt w świetlicy niż ciekawe spotkanie i poszukiwanie wiedzy. Niewiele się dzieje, dzieci uczą się i powtarzają materiał na inne lekcje, rozmawiają ze sobą, jedzą…. Najczęściej panuje rozgardiasz i bardzo luźna atmosfera. Religia zazwyczaj w niczym nie przypomina religii czy religioznawstwa, które mogłoby znaleźć się na jej miejscu.
Ciągle te same pytania
Niektórzy katecheci czy częściej księża mają w zwyczaju rozmawiać ciągle o tym samym. Podejmują takie tematy jak aborcja i poświęcają im niemal wszystkie lekcje. Godzina spędzona z uczniami przypomina bardziej kazanie niż lekcję, nie ma miejsca na pytania, czy prawdziwą dyskusję. Bywa też tak, że religia to oglądanie filmów i infantylne kolorowanki – co również oceniane jest nie najlepiej.
Nie myśl
Czasami niestety chodzi o to, żeby za dużo nie myśleć i nie zadawać pytań. Katecheci obawiają się pytań nierzadko jak ognia. Im bystrzejsze dziecko, tym gorzej dla niego. Niekiedy młody człowiek za swoją dociekliwość jest wprost karany niższą oceną, przykrym komentarzem, czy wyśmiewany. Jeszcze rok czy dwa lata temu, gdy ocena z religii była wliczana do średniej i cała klasa otrzymywała szóstki, dzieci czy młodzież chcące naprawdę czegoś się dowiedzieć i zadające „niewygodne” pytania, były oceniane gorzej od innych. Dlaczego? Bo „mają za małą wiarę” – padały odpowiedzi.
Konflikty z katechetą/księdzem
Często powodem rezygnacji z religii są konflikty z księdzem czy katechetą. Młodzi ludzie bardzo szybko wyczuwają hipokryzję drugiej osoby, gdy ta mówi o konieczności skromnego życia, a sama nosi wyjątkowo drogie obuwie i ma najnowszy model smartfona.
Autentyczne sytuacje z lekcji, to mówienie o wielkim szoku, jak dużo pieniędzy dzieci podarowały biednym rówieśnikom z Afryki po swojej komunii. Sumy były tak spore, że nawet „księdza zawstydziły”. Inne przykłady? Rozmowy księdza, jakie to kobiety w innych regionach świata (które on sam zwiedzał) są piękne.
Bywają też dziwne spojrzenia, komentarze, wpatrywanie się „bezwstydne” w młode osoby. Wszystko tak intensywne i nieukrywające swojej formy, że w szkole aż huczy – „ta osoba nie nadaje się na księdza”, „nie powinna pracować z dziećmi”, co bardziej zaangażowani rodzice reagują i wypisują dziecko z religii. Pozostali po prostu przychodzą na religię, bo rodzic każe, bo tak trzeba, żeby mieć opiekę, krócej być samemu w domu…
Poczucie, że to nie ma sensu
Niestety wiele osób dostrzega po prostu brak sensu w nauce religii w szkołach. Zauważają, że lekcje te mają bardzo niski poziom. Albo nic się na nich nie robi, albo katecheci wymagają nauki na pamięć regułek i definicji, katechizmu czy mało znanych cytatów i modlitw. Stąd wniosek jest prosty – należy tego typu lekcje sobie odpuścić. W bardzo napiętym harmonogramie dziecka, które chodzi do szkoły i na zajęcia dodatkowe lekcje religii zajmują za wiele czasu.
O ile przed komunią świętą jeszcze sporo dzieci uczęszcza na lekcje religii, to już w okolicy bierzmowania jest ich coraz mniej. Również dlatego, że księża przygotowujący do sakramentu bierzmowania mają obecnie bardzo duże wymagania dotyczące zaangażowania młodzieży.
Niestety młode osoby, czasami nie mają szans ani możliwości tak często bywać w tygodniu w kościele, ile się od nich wymaga. Niewybredne komentowanie nieobecności na różańcu, brak podpisu z powodu opuszczenia nabożeństwa i rozliczanie za każdą „wpadkę tego typu” sprawia, że młodzi ludzie odpuszczają. Nie chcą, żeby ktoś na nich krzyczał, czy oceniał ich wiarę pod tym kątem, czy śpiewają w chórze kościelnym lub są ministrantami. Mają wystarczająco stresów związanych z innymi lekcjami.
Młodzi ludzie zaczynają do lekcji religii podchodzić w taki sposób, w jaki w ich ocenie podchodzą do niej katecheci. Dlatego sprawdzają, do czego jest im potrzebne te lekcje, czy bierzmowanie. Podchodzą do tego na chłodno, bez emocji. Dowiadują się, że bierzmowanie nie jest wymagane do ślubu kościelnego, jednak już do zostania chrzestnym – tak. Zatem mówią sobie „ok” i googlują dalej. Czego dowiadują się? Ano tego, że mogą bez większych problemów podejść do bierzmowania, gdy będą dorośli. Kurs trwa dwa miesiące, koszt około 150 złotych. To im wystarczy. Podejmują decyzję. Wybierają to zamiast dwóch godzin w tygodniu i dwóch lat przygotowań a także niekończących się spotkań w kościele i krytyki, gdy ktoś poszedł na dodatkowy angielski zamiast modlić się w kościele w tym czasie.
Młodzi ludzie odchodzą z kościoła?
Młodzież rozmawia z rodzicami. Przedstawia swoje argumenty. Jednak najczęściej nawet nie muszą tego robić. Rodzice widzą, co się dzieje i bardzo często dochodzą do podobnych wniosków, co młodzież. Gdy jeszcze mają na uwadze liczne skandale w kościele z udziałem księży wszelkie wątpliwości mijają.
Wypisują swoje dzieci z religii. Często nie dlatego, że stracili wiarę, ale dlatego, że lekcje religii wyglądają nie tak, jak powinny wyglądać. Przygotowywanie do sakramentów traci swoją prawdziwą wartość, przypomina zbieranie podpisów i odhaczanie obecności…A nie na tym to wszystko powinno polegać.
Oczywiście nie wszędzie lekcje religii i przygotowanie do sakramentów wygląda tak, jak opisano to wyżej. Jednak bywa tak wystarczająco często, że nie sposób tego faktu ignorować.
Komentarze