Dzieci nie żyją w próżni. Widzą, słyszą i obserwują. Nie jesteśmy w stanie ich uchronić przed całym złem tego świata. I nawet nie powinniśmy. Wychowanie pod kloszem to po prostu nie najlepszy pomysł. Z drugiej strony naszym zadaniem jest chronienie dzieci, ograniczenie powodów do lęku i stresu. Jak zatem pogodzić te dwie potrzeby?
Zanim dziecko wyjdzie z domu
Dzieci generalnie nie przebywają cały czas w domu. Wychodzą do przedszkoli, szkół, na zajęcia dodatkowe. Tam spotykają różnych ludzi. I mierzą się z różnymi komunikatami. Warto mieć tego świadomość. Bo nawet jeśli postanowimy, że w naszym domu nie włącza się telewizji, nie mówi się o wojnie, nie podejmuje tematów politycznych, to nie mamy żadnego wpływu, co się będzie działo poza domem.
Tymczasem bywa różnie. Dziecko może zostać „uświadomione” przez rówieśników, przez panią na lekcji, która będzie mówiła, że martwi się sytuacją, w kościele podczas modlitwy, kiedy ksiądz powie, że módlmy się o pokój i doda kilka słów od siebie. Ktoś może pokazać dziecku filmiki z internetu, zdjęcia. Dziecko może zauważyć czyjś strach, łzy i panikę. Komunikat o zagrożeniu może dotrzeć do niego w różnej formie.
Dziecko wyjęte „z idealnego” domowego świata może wtedy przeżyć szok. Nieuświadomione, nieuprzedzone może martwić się podwójnie. Będzie zadawać sobie pytania, dlaczego rodzice mi nie powiedzieli?
Dziecko widzi
Niestety rodzicom może wydawać się, że można uchronić dziecko przed złem, po prostu o nim nie mówiąc. To nie do końca prawda. Można nie pokazywać krwawych wydarzeń, wyłączyć radio, ograniczyć dostęp do internetu, jednak nie da się tak w 100% udawać, że nic się nie dzieje.
Dzieci są jak barometr, odczytują nawet najmniejsze życiowe zawirowania rodziców. Odbierają stres, strach, napięcie. Widzą, że rodzic się martwi….i chłoną te emocje. Starsze dzieci mogą domyślać się, snuć wizje, zamartwiać się jeszcze bardziej, na przykład uznając, że rodzic jest śmiertelnie chory. Kilkulatek, z którym się nie rozmawia, może tłumaczyć sobie rzeczywistość na wiele sposobów, często dużo bardziej przerażających niż wskazują na to fakty.
Rozmawiać, ale nie straszyć
Najlepiej jeśli o kluczowych rzeczach dziecko dowie się od rodzica. To mama czy tata wiedzą, jak najlepiej rozmawiać z dziećmi na trudne tematy. Można przekazać pewne prawdy w odpowiedniej atmosferze, mówiąc o faktach, ale nie strasząc. W przypadku wojny można wziąć atlas, wskazać miejsca, wyjaśnić, poczekać na pytania. Dać dziecku czas.
Niektóre dzieci zwłaszcza te bardziej wrażliwe mogą uronić łzę. Nie bójmy się tych emocji. One są naturalne i pozwalają dzieciom oswoić się z trudną rzeczywistością. Dużo lepiej, żeby dziecko miało możliwość ułożyć sobie pewne fakty w głowie przy rodzicu, w bezpiecznym otoczeniu.
Rozmowy o wojnie nie są proste. Nie chcemy ich podejmować, by nie zaburzać poczucia bezpieczeństwa dziecka, by je chronić. Czujemy żal i bezsilność, bo nie takiej rzeczywistości chcieliśmy dla swoich dzieci. Niestety czasami zwyczajnie inaczej się nie da. Jeśli dziecko jest w wieku przedszkolnym, szkolnym i codziennie spędza czas poza domem, to prędzej czy później dotrze do niego trudna informacja. I wtedy, bez wsparcia rodzica, może być to przerażające doświadczenie.
Komentarze