Zwykło się powtarzać, że oblizywanie smoczka jest niehigieniczne, że nie należy tego robić, by nie przenosić bakterii bytujących w ustach osoby dorosłej i jednocześnie nieszkodliwych dla niej samej do ust niemowlaka. Jednak ostatnie badania rzucają cień na ten pogląd. Oblizywanie smoczka ma nieść więcej korzyści niż zagrożeń…
Gdy nie ma drugiego smoka…
Nie brak mam, które zabierają ze sobą dwa smoczki. Są też i takie, które mają przy sobie butelkę z wodą i opłukują „dziecięcego pocieszyciela”, gdy ten upadnie. Czasami są jednak takie sytuacji, że jedynym sposobem na oczyszczenie smoczka jest…włożenie go do własnej buzi. Przyznajmy metoda nie najlepsza, choć jak się okazuje mająca nieoczekiwane zalety, o których dotąd nie wspominano.
Smoczek a alergia
Nowe badanie, które zostało opublikowane 6 maja 2013 roku w czasopiśmie „Pediatrics” wskazuje, że ssanie smoczka przed podaniem go dziecku może zmniejszać ryzyko wystąpienia u niemowlaka alergii, astmy i egzemy. ABC NEWS podało, że w ten sposób stymuluje się system immunologiczny malucha do sprawniejszej ochrony.
Wspomniane badanie zostało przeprowadzone przez naukowców z Sahlgrenska Academy of Göteborg University w Szwecji.
Badanie przeprowadzono na 184 dzieciach i ich rodzicach. Okazało się, że maluchy, które otrzymywały smoczki „po rodzicach” były w 63% mniej narażone na egzemę i w 88% mniej narażone na rozwój astmy w późniejszym życiu.
Przyczyny alergii, astmy i egzemy
Naukowcy zauważają ścisły związek między rozwojem najważniejszych chorób cywilizacyjnych: alergii, astmy i egzemy a szybkim wprowadzeniem mikroorganizmów do ust dziecka. W US News Health Day podkreślono, że w ten sposób układ odporności dziecka uczy się ignorować mniej groźne bakterie, które nie są dla nich w gruncie rzeczy szkodliwe.
Dr. Ron Ferdman pediatra ze Szpitala Dziecięcego w Los Angeles tłumaczy, że najważniejszym zadaniem układu odporności jest nauczenie się właściwej reakcji na zagrożenie, mianowicie odróżnienie od siebie groźnych i nieszkodliwych bakterii. Jeśli układ immunologiczny jest „zbyt chroniony” i nie ma do czynienia z wystarczającą ilością zagrożeń, jego reakcje są zazwyczaj przesadzone i odbiera drobne zagrożenia jako zbyt duże, wytaczając w ich kierunku nadmierne działa. Tak też dochodzi do reakcji alergicznej w stosunku do nieszkodliwych czynników: kurzu, sierści, pleśni, itd.
Co o tym sądzicie? Czy powyższe argumenty są wystarczające, by spojrzeć inaczej na oczyszczanie smoczka w ustach? Czy sami sięgaliście po tę metodę, gdy „ukochany” smok upadł?
nieukrywam, ze kilka razy zdarzylo mi sie wziac do ust smoczek, ale juz naprawde w wyjatkowej sytuacji,
i dalej nie przekonuja mnie te wszystkie korzysci;) a jesli chodzi o kontakt z bakteriami to dziecko i tak go ma od pierwszych miesiecy, poczatkowo biorac raczki do buzi, pozniej grzechotki-bo jak ciagle przed kazdym wlozeniem jej do malej raczki wyparzac lub porzadnie szorowac?
alergia? chyba juz nas ani naszych pociech nic przed nia nie uchroni?
Ciekawe, choć dla mnie oblizywanie smoczka jest przede wszystkim obrzydliwe!
Nie widzę nic w tym zdrożnego. Dziecko rodzi się też w mało higieniczny sposób, dlatego ja bym nie przesadzałą, że oblizywanie smoka jest takie straszne
Od swojej dentystki dowiedziałam się jeszcze przed porodem, że w ten sposób przenosimy do buzi dziecka swoje bakterie próchnicze, których noworodek nie ma, w ten sposób my je zarażamy. Ja nigdy nie oblizywałam smoczka, łyżeczki itd. Mój syn ostatnio był na pierwszej wizycie u dentysty, która po obejrzeniu jego ząbków powiedziała tylko jedno słowo: „Zdrowiusieńkie!”
Moja córka usłyszała od dentystki to samo, a przyznaję- zdarza mi się oblizać jej smoczek. Myślę,że mimo wszystko, główną przyczyną fatalnego stanu uzębienia jest przede wszystkim cukier. Moja córka go nie je w ogóle ( mówię o „sztucznym”, nie zawartym w owocach).
Mając Pani na myśli „sztuczny cukier” chodzi o sacharozę otrzymywaną z buraków cukrowych, bo jeżeli tak to fruktoza czyli „cukier owocowy” jest tak samo szkodliwy dla zębów. Jedynymi cukrami bez potencjału kariogennego (tj. próchnicotwórczego) są słodziki np. ksylitol, który w dodatku działa bakteriobójczo.
jasne, że nie…co za pytanie!
decydowanie nie oblizywać, zarażamy dziecko pruchnicą, moja szwagierka ze szwagrem potrafili tez oprócz oblizywania smoka dawać dzieciakom zmielone w swojej buzi jedzenie co jest nie dość że wstrętne to jeszcze bardzo niehigieniczne.
Gratuluję pomysłu. Może i ma to jakiś związek ze zwiększeniem odporności ale myślę że nie wiele wiekszy niż jak do buzi dziecka zawedruja patogeny z podłogi czy skąd tam tego smoczka podnosimy. Kazda matka ma przy sobie chociażby mokre chusteczki których w razie czego może użyć. Nie zyczę natomiast nikomu przeniesienia na małe dziecko wirusa opryszczki albo innego patogenu który jest w skladzie naturalnej flory bakteryjnej jamy ustnej a w różnych przypadkach może powodować choroby zagrażające zdrowiu i życiu.