Wybór chrzestnych to dzisiaj trudne zadanie. Z jednej strony trzeba spełnić wymóg kościelny, który jasno instruuje, kto może zostać chrzestnym. I choć w różnych kościołach bywa różnie, to generalnie ma być to osoba wierząca i praktykująca. Taka, co nie będzie miała problemu przed chrztem iść do spowiedzi i do komunii. I taka, która będzie wychowywać dziecku w duchu chrześcijaństwa. Z drugiej strony pragniemy, by osoba będąc chrzestnym, pasowała nam pod względem osobowościowym. Po prostu chcemy ją lubić. Przecież chrzestni to następne osoby po rodzicach. Matka chrzestna i ojciec chrzestny. Dlatego wybór nie może być przypadkowy. I mimo że dobrze przemyślany, po czasie może być powodem rozczarowań…
Po co dzisiaj chrzest?
Chrzest święty to obrzęd religijny. Mający głębszy sens niż spotkanie się rodziny i znajomych w kościele a później udanie się do domu czy restauracji na obiad. Jego celem jest włączenie dziecka do wspólnoty kościelnej i zmycie grzechu pierworodnego.
Tymczasem dzisiaj coraz częściej zarówno chrzest, jak i komunia są po prostu kolejnymi okazjami do świętowania. Niekoniecznie z powodów religijnych, ale obyczajowych. Można przygotować wszystko, co do chrztu potrzebne, ładnie się ubrać, wybrać chrzestnych, tym samym wyróżniając wskazane osoby, zaprosić rodzinę, przygotować piękną uroczystość. Dzieci chrzczą osoby, które nie chodzą do kościoła, często mają wątpliwości dotyczące wiary i już na wstępie zakładają, że kolejne dłuższe przebywanie w kościele nastąpi w okolicy komunii świętej.
W wielu rodzinach chrzest tak bardzo oderwał się od wymiaru religijnego, że nie brak rodziców, którzy są źli, że księża nie wyrażają zgody na każdego wybranego przez nich chrzestnego lub robią problemy przy ochrzczeniu dziecka. W ich ocenie to niesprawiedliwe, a nawet głupie. Natomiast według duchownych chrzest to obrzęd, do którego trzeba się dobrze przygotować i należy rozumieć jego znaczenie.
Czy ci chrzestni to był dobry wybór?
Wybierając chrzestnych dla naszego dziecka, bierzemy pod uwagę odmienne kryteria. Po czasie jesteśmy bardziej lub mniej zadowoleni ze swoich decyzji. Tak o nich opowiada kilka wybranych osób:
- „Na chrzestną dla syna wybraliśmy siostrę brata. To był najgorszy z możliwych wyborów. Od samego początku nie było zainteresowania z jej strony. Zamiast pomagać, tylko krytykowała. Po kilku latach wyjechała za granicę do pracy, nie mamy prawie żadnego kontaktu” Monika
- „Chrzestni? Temat rzeka. Najgorzej wyszło z chrzestnym, wybraliśmy na niego narzeczonego siostry…I co? Okazało się, że na roczku córki już nie byli razem. Rozeszli się w kłótni. I potem mieliśmy dylemat, jak tu zorganizować pierwsze urodziny. Czy zaprosić byłego narzeczonego czy niekoniecznie…” Ala
- „Wiedzieliśmy od razu kto będzie chrzestną i chrzestnym naszego pierwszego dziecka. Wybór był stosunkowo prosty. Na chrzestną wybraliśmy siostrę męża, która mnie poprosiła o bycie chrzestną, a na chrzestnego brata męża. O ile chrzestny super, o tyle chrzestna masakra. Od początku oczekiwała ode mnie zakupów prezentów dla swojego dziecka. Niby żartowała, że nie ma jakiejś zabawki, wyrósł z czegoś i to ja mam kupić. A sama nie była chętna nawet, by od czasu do czasu lizaka wręczyć. Poza tym uczyła, by jej dziecko mówiło do mnie na ty, chociaż wprost protestowałam.” Marta.
- „Zgodziłam się zostać chrzestną. Nie dlatego, że chciałam, ale dlatego, że dziecku się nie odmawia. Rodzina mnie przymusiła, mówiąc, że jak odmówię, to dziecku stanie się krzywda, na starcie będzie miało pecha. Wiem, że to absurd, ale byłam młoda, uległam. Teraz żałuję, bo przez lata rodzice dziecka traktowali mnie jak skarbonkę i zamawiali prezenty z najwyższej półki…Ech…” Ola
- „Dzisiaj rola chrzestnych ogranicza się bycia bankomatem dla dziecka. Bo wiadomo, że na komunię, osiemnastkę, ślub chrzestny powinien kupić duży prezent, większy i droższy niż inni. Dlatego dzisiaj wybiera się chrzestnych strategicznie. Ja usłyszałem w kuluarach, że mnie ten zaszczyt kopnął, bo studiowałem, gdy mnie proszono, medycynę. Także dobrze się zapowiadałem. Dzisiaj wiadomo mieć chrzestnego dobrego lekarza…Tak mówią, to nie moje słowa” Artur
Komentarze