„Nie zgodziłabym się na bycie chrzestną, gdybym wiedziała, czego będzie się ode mnie wymagać i to w jakim stylu! – powiedziała – siostra męża już kilkukrotnie niby żartem wspominała, że przydałaby się młodemu a to hulajnoga, a to rowerek, ubranka…Że ja jako chrzestna powinnam się bardziej interesować życiem chrześniaka. Ale to nie o życie chodzi, ale o kasę!”. To nieodosobniony głos. Coraz częściej słyszy się, że chrzestny to niewdzięczna rola. Zwłaszcza podczas chrzcin, komunii, osiemnastki, czy wesela. A przecież powinno być inaczej! Tylko dlaczego nie jest?
Po co nam goście?
Problem związany z chrzestnym nie jest odosobniony. Materialne podejście do ludzi, spoglądanie na nich przez wymiar pieniędzy jest coraz częstsze.
Wystarczy wspomnieć o tym, jak wygląda ślub czy przyjęcie. Panuje zasada, że jako osoba zaproszona trzeba liczyć się z tym, aby „oddać za talerzyk”. W praktyce po prostu należy wręczyć pewną kwotę i dodać do niej ekstra, dodatkową sumkę jako prezent.
Innymi słowy obarcza się gości kosztami organizacji spotkania. Niby można uznać, że to ok. W porządku jest zapłacić za swoją gościnę, zwłaszcza przy tak dużym wydatku. Z drugiej strony czy na pewno powinno tak to wyglądać?
Czy można oczekiwać, że koszt przyjęcia się nam zwróci? Co w sytuacji, gdy kogoś zwyczajnie nie stać, żeby nam wystarczająco dużo „oddać”? Bo na przykład przyjęcie, wesele organizowane jest w bardzo dostojnym miejscu i koszta są naprawdę wysokie? Co wtedy? Mamy zadłużać się na prezent, bo trzeba przyjść i nie bardzo jest jak odmówić gościny? Odmawiać sobie zbyt wiele, byle tylko wypaść jak
najlepiej i żeby nie rozczarować gości?
Pytanie jest następujące: po co zatem ktoś nas zaprasza? Żeby dostać prezent? Czy chodzi o to, żeby cieszyć się z nami i celebrować piękne chwile?
To nie wypada
Mówią, że nie wypada dać mało. Zgadzasz się? Mówią też, że nie wypada dać za dużo. W niektórych kręgach dawanie kosztownych prezentów jest wręcz postrzegane jako brak kultury. Bardzo drogie podarunki zawstydzają i są oznaką złego smaku. Niektórzy mówią wprost nie o to chodzi, żebyś się wykosztował jako gość, tylko żeby być. Przecież to naturalne, że to nie rola gości, by sponsorować
daną uroczystość.
W praktyce zresztą wygląda to tak, że „ja organizuję teraz uroczystość, ale za chwilę to Ty będziesz gospodarzem wydarzenia”. I każdy przyjmie gości tak, jak może i w taki sposób, na jaki go stać. Tak to powinno wyglądać. Niestety w praktyce bywa różnie…
Bywa też tak, że każda rodzina „ma swój cennik” – nieformalny czy też określony wprost. Tylko nieliczni potrafią się nie przejmować przyjętymi stawkami i dać tyle, na ile ich stać.
Jest też druga strona medalu. Czy dziecku, zwłaszcza temu małemu, rzeczywiście powinniśmy wręczać pieniądze? Idąc na chrzciny, komunię to tylko koperta? A może jednak prezent, niekoniecznie ten szczególnie drogi?
Chrzestny czyli gość specjalny
Przyjęło się, że pewne zasady obowiązują gości, a inne tak zwanych specjalnych gości, czyli chrzestnych. Chrzestni powinni się szczególnie wykazać. Ich zadaniem jest bardziej angażować się w życie dziecka, także materialnie. Jeśli prezent, to większy, jeśli pomoc – to znacząca.
Tak?
No nie….Nie każdy w ten sposób do tego podchodzi. Zwłaszcza w najbliższej rodzinie, kiedy chrzestnymi jest najczęściej rodzeństwo, a dzieci jest więcej. Wtedy zazwyczaj swoich chrześniaków w żaden sposób się nie wyróżnia, tylko każdego malucha traktuje się równie dobrze, jak inne dzieci, czyli wszystkich tak samo. W taki sposób, na jaki nas stać.
Bycie chrzestnym to tylko pewna funkcja, do której nie przywiązuje się większej wagi. Po prostu jest się ciocią, wujkiem, najlepszą/najlepszym, jak tylko się da.
Lista prezentów
W teorii wiadomo, jak powinno być. Najważniejsza jest przecież obecność i wsparcie. Niekoniecznie materialne, tylko takie ludzkie, życiowe. Chrzestna czy chrzestny to powinny być bliskie nam osoby.
Tymczasem coraz częściej niestety ogranicza się rolę chrzestnych do zasobności portfela, szuka się cioć i wujków, którzy „mają przy każdej możliwej okazji wyskakiwać z kasy”. Przy różnych uroczystościach – chrzcinach, komuniach, weselach – wydatki na dziecko mają być w takim rozumieniu znaczące i takie, żeby się „pokazać”. Często są one formą konkurencji i potwierdzeniem swojej pozycji w rodzinie – kto da więcej, ten okaże się lepszym wujkiem lub lepszą ciocią….
Podobna „rozgrywka” powtarza się również podczas urodzin. Chodzi o to, żeby dać najlepszy prezent. A że o prezent niespodziankę, która będzie strzałem w dziesiątkę wyjątkowo trudno, zwłaszcza w czasach, kiedy dziecko ma wszystko, to tworzy się listę, z której osoby chcące obdarowywać dziecko wybierają swoje pozycje. W praktyce dodaje się na niej najczęściej kosztowne pozycje. Takie, których się wymaga od chrzestnych.
Zawstydzające dla rodziców? Niedopuszczalne? Powiecie, że wprost skandaliczne? Każdy ma inne podejście i określa to inaczej. Niewątpliwie coś tu jednak nie gra…
Chrzestny jako bankomat?
Rola chrzestnego nie powinna się ograniczać do bycia bankomatem. Jeśli ktoś oczekuje takiego wsparcia w wychowaniu dzieci, to najlepiej gdyby jasno określił swoje wymagania. Dzięki temu ewentualny kandydat na chrzestnego będzie mógł podjąć decyzję, czy chce wejść „w tę grę” czy raczej niekoniecznie.
Po co nam nieporozumienia i rozczarowania?
Najlepiej na samym wstępie dobrze się zrozumieć. Wtedy mamy jasną sytuację.
Komentarze