Dzisiaj teoretycznie jest łatwo. Gdy ktoś jest nieobecny w szkole, to wystarczy, że napisze z prośbą i ktoś inny zrobi dla niego zdjęcie i wyśle przez internet notatki. Nie to co kiedyś, gdy trzeba było iść do chorego kolegi z zeszytami i czekać na przepisanie lekcji. Tak to wygląda w teorii. Rzeczywistość jest diametralnie odmienna. W praktyce uzyskanie w dzisiejszych czasach lekcji jest coraz trudniejsze.
Nie ma od kogo
Pierwszy problem jest taki, że nie ma od kogo uzyskać lekcji. Ludzie są dzisiaj szalenie zabiegani.
Rodzice proszący o lekcje na grupie rodziców mogą się zdziwić, gdy nikt nie odpisze. Nie zawsze jest to wynik złego wychowania, często spowodowane jest to brakiem czasu czy przekonaniem, że za lekcje odpowiadają dzieci. I to one powinny załatwiać takie sprawy między sobą. Nie ma sensu obarczać rodziców obowiązkiem przesyłania zdjęć zeszytów.
Okazuje się, że proszenie o lekcje w grupie dzieci też często jest trudne. Dzieci nie są nauczone, żeby sobie nawzajem pomagać. Nie potrafią współpracować. Poza tym nierzadko nie mają czasu ani ochoty udostępniać lekcji, zwłaszcza jeśli ktoś często choruje lub opuszcza lekcje z byle powodu. Bywa, że są osoby, które nie chodzą do szkoły z „cwaniactwa”, żeby nie pisać sprawdzianów w pierwszym terminie. I inni szybko się o tym przekonują. Dlatego nie chcą pomagać. Uważają, że to nieuczciwe.
Nie ma jak
Jest też drugi problem. Czasami chęci do wysyłania lekcji są, ale nie ma jak tego zrobić, bo zeszyty zostawia się w szafkach w szkole. Dzieci nie mają prac domowych, dlatego swoje książki i zeszyty zostawiają w szkole. Chciałyby nawet pomóc, ale nie mają jak. Niekiedy zeszyty są zabierane przez nauczycieli…Pokazanie ich zawartości jest po prostu niemożliwe.
Nie ma czasu
Życie kiedyś inaczej wyglądało. Dzieci wracały stosunkowo szybko do domu. Same dbały o swoje interesy. Pożyczały zeszyty, szybko oddawały, żeby można było odrobić lekcje. Dzisiaj mnóstwo dzieci przebywa długo w świetlicy, jest późno w domu. Ma ograniczony dostęp do telefonu. Niektórzy rodzice dbają, żeby dzieci swój wolny czas spędzały z dala od elektroniki.
Mnóstwo dzieci ma zajęcia dodatkowe. Skala tych przedsięwzięć bywa ogromna. Niekiedy po lekcjach jadą na zajęcia dodatkowe i wracają do domu na kolację i na noc. W praktyce nawet przy ogromnych chęciach nie mają jak pomóc drugiej osobie. Sytuacji nie ułatwia fakt, że chora osoba często chce lekcje na bieżąco, z każdego dnia. To zrozumiałe z jej punktu widzenia, ułatwia jej nadrobienie zaległości. Jednak z punktu widzenia dziecka, które ma mało czasu to problem. Niekiedy w dzisiejszych szalonych czasach trudno znaleźć każdego dnia kilka-kilkanaście minut do wyjaśniania, co było na lekcji…zwłaszcza gdy choruje więcej dzieci, a o lekcje prosi się tą samą, jedną, odpowiedzialną i wyraźnie piszącą osobę.
Dzieci nie uzupełniają zeszytów
problemem jest też fakt, że mnóstwo dzieci nie udostępnia zeszytów, bo nic w nich nie piszą. Zwłaszcza w starszych klasach prowadzą niestaranne, wybrakowane notatki. Nawet gdy zostają one udostępnione, to niewiele z nich można się dowiedzieć. Często są pełne błędów…
Dobrze gdy jeszcze w dzienniku widnieje temat lekcji. Można nadrobić zaległości, zaglądając do podręcznika, czy istnieje możliwość samodzielnego przygotowania notatki. Niestety czasami taka samodzielność jest źle odbierana przez nauczyciela.
Niestety często brakuje zrozumienia po obu stronach. Dziecko chore często nie ma jak się uczyć. Samo w domu nie nadrobi zaległości. Gdy wraca i ma w tygodniu cztery sprawdziany, z materiału, na którym jego nie było, to nie jest możliwe, że od razu wszystko wie i rozumie. Na nadrobienie zaległości potrzeba czasu.
Daleko do kolegi
Kiedyś było łatwiej, bo dzieci z tej klasy mieszkały obok siebie, często w tym samym bloku. Obecnie często uczniowie rozsiani są po całym osiedlu. Kontakt po szkole z kolegami z klasy jest mały, albo żaden. Mało które klasy są zgrane, tak jak standardem było to kiedyś.
Jak to rozwiązać?
Odpisanie lekcji to dzisiaj często trudne zadanie. Na grupach rodzicielskich mnożą się pytania, wiadomości, często informacja o potrzebie nadrabiania lekcji gdzieś się gubi.
Dzieci zostawiają zeszyty w szkole. Uzyskanie od nich informacji, co było na lekcjach często jest po prostu trudne, a nierzadko niemożliwe. W niektórych szkołach próbuje się zachęcać rodziców, aby przychodzili do szkoły od razu po lekcjach i zrobili zdjęć zeszytów uczniów. To jest jakieś rozwiązanie, ale też często niemożliwe do realizacji. Lekcje kończą się szybciej niż rodzice kończą pracę.
Nic dziwnego, że mnóstwo ludzi apeluje, żeby to jednak nauczyciele udostępniali lekcje chorym uczniom...Dlaczego? Bo czasy się zmieniają. A jeśli nie chcą tego robić, to niech dadzą uczniowi więcej czasu na nadrobienie zaległości po powrocie do szkoły. Gdy dziecko wraca, może wykonać zdjęcia zeszytów i nadrobić czas, kiedy chorowało.
Rozwiązaniem byłaby platforma do samonauki, tak, żeby uczniowie mogli z niej korzystać w razie choroby. Byłoby to wygodne i bardzo potrzebne rozwiązanie.
Niektórzy nauczyciele robią zdjęcie notatki i wysyłają do wskazanego rodzica, który udostępnia to na grupie klasowej. Trwa to chwilę, a wszyscy zadowoleni. Zwłaszcza w najmłodszych klasach jest to rozwiązanie praktykowane i motywujące dla dzieci, by to właśnie ich notatka została wybrana, sfotografowana i pokazana „światu”.
Inne rozwiązanie praktykowane są poza granicami Polski, na przykład w UK, gdzie rodzic płaci szkole, by nauczyciel po swojej pracy nadrobił z dzieckiem zaległości po chorobie dziecka. W niektórych krajach praktykuje się także dodatkowe godziny, w trakcie których dziecko może nadrobić zaległości. W Polsce również istnieją godziny dostępności nauczycieli. Dziecko może przyjść i poprosić o pomoc. Z drugiej strony w Polsce, w której niestety uczniowie nie przychodzą do szkoły z byle powodu, taka pomoc nauczyciela przy obecnych brakach kadrowych co do zasady jest niestety niemożliwa.
Komentarze