To zadziwiające, że dziecko uczy się najpierw mówić „nie”, żeby dopiero później powiedzieć „tak”. Powiecie: to dlatego, że częściej słyszy i widzi konsekwencje „nie” niż „tak”. To całkiem jak dorośli, którzy dłużej i dokładniej pamiętają złe wydarzenia niż te miłe oraz szybciej wykonają daną czynność w obawie przed utratą czegoś niż przed zdobyciem nagrody.
Bunt dwulatka minie?
W taki sposób pocieszają swoich czytelników autorzy wielu artykułów na ten temat. Niestety nie mówiąc całej prawdy, mydlą młodym rodzicom oczy. Jasne, bunt dwulatka minie, jednak pojawi się kolejny, a po nim następny i jeszcze jeden.
Z buntem dwulatka jest trochę jak z „nauką usypiania dzieci”. Możemy stosować wiele metod, przeczytać masę książek, wprowadzać nowoczesne techniki, a i tak jak dziecko nie zechce samo zasypiać, to nie zaśnie. Ba, nawet „doskonały”, dopiero co odkryty sposób wystarczy na kilka dni, mimo że wierzyliśmy, że będzie nam już pomagał przez dłuższy czas. Podobnie bunt dwulatka. Gy już znajdziemy sposób na naszego malucha, wkroczy on w kolejny „trudny okres”.
Prawdę o buncie dwulatka należałoby rozpatrywać na tle „trudnych okresów niemowlaka”. Istnieje wiele teorii tłumaczących, dlaczego kilkumiesięczniak ma „gorszy dzień”. Mówi się o skokach rozwojowych, ząbkowaniu, lękach separacyjnych, okresie, kiedy dziecko zaczyna śnić, kiedy zmienia dietę, uczy się chodzić, przewracać na brzuszek, raczkować, zaczyna mówić, itp., itd. Jednak każda mama, która przeżyła rok z niemowlakiem i aktywnie uczestniczyła w jego życiu, wie, że trudnych okresów jest więcej niż prostych, a każda zmiana, kiedy bobas jest uśmiechnięty i „bezproblemowy” trwa tak krótko, że trudno się do niej przyzwyczaić.
Bunt trwa wiecznie
Oczywiście, o buncie dwulatka mówi się tak dużo, bo jest to pierwszy taki okres u dynamicznie rozwijającego się dziecka. Jednak tuż po nim następują:
- bunt dwuipółlatka – przez niektórych określany właściwym buntem dwulatka, w tym czasie psychologowie podkreślają, że relacja z dzieckiem nie należy do najprostszych. Dziecko często nie może się zdecydować między tym, co chce, a tego czego nie chce. Gdy ma za duży wybór lub zbyt mały, buntuje się. Eksperci zalecają, by na tym etapie rodzice znajdywali czas, aby odpocząć. Więcej czasu niż dotychczas :)
- trzyipółlatek – dziecko ma potrzebę słuchania, że jest kochane i akceptowane. Często chce się przytulać i być blisko rodziców. Najczęściej reaguje buntem, gdy dorośli chcą porozmawiać przy nim w swoim gronie i nie zwracają na niego uwagi. Silnie wyraża siebie, sprzeciwiając się, gdy ma inne zdanie (buntuje się?).
- czterolatek – często mówi się, że na tym etapie dzieci przeżywają swój drugi bunt. Czterolatkowie podważają autorytet rodziców i spierają się z dorosłymi.
- sześciolatek – chce rywalizować z rodzicem, ściera się z nim, prowokuje. Dzieci obwiniają rodziców o wszystko, wyładowują na nich złość. Walczą, targają nimi skrajne emocje.
To oczywiście nie koniec okresów buntów, a wręcz ich początek. Bunt na każdym okresie rozwoju dziecka to nie sposób na robienie rodzicom na złość, ale naturalna droga rozwoju, objaw dojrzewania. I tak należałoby o nim mówić.
Co to jest bunt?
Bunt dwulatka to rozdmuchany temat, do granic możliwości maglowany i opisywany. Tłumaczymy nim wszystko. Szczególnie to, że dziecko jest dzieckiem, bo nie chce zjeść zupki, drugiego dnia nie chce iść na spacer, trzeciego zejść z huśtawki, a czwartego próbuje wyjść z łóżka, kiedy ma spać. Bunt dwulatka jest wtedy, według wielu rodziców, kiedy dziecko wyraża swoje zdanie (w taki sposób jaki potrafi w danym momencie): krzyczy, tupie nogą lub mówi nie. Sławetny bunt to każde sygnały sprzeciwu.
Czy jednak słusznie? Czy właśnie tym należałoby określać bunt dwulatka?
Za tym paradoksem kryje się przestawianie bardzo szerokich okresów, w których bunt może się objawić. Znane portale dla rodziców piszą o buncie w 18 miesiącu, 12 miesiącu, czy 22 miesiącu życia. Jeżeli zatem bunt może się rozpocząć już po ukończeniu 1 urodzin i trwać do dwu i pół roku, kiedy większość ekspertów naprawdę wskazuje, że się on pojawia, a kolejny bunt już czyha za drzwiami, to jaka jest prawda o buncie, który należałoby raczej nazwać dojrzewaniem, czy wyrażaniem własnego zdania?
Jeśli rozwój dziecka przebiega jako sinusoida, to czy koniecznie trzeba nazywać każde okresy odrębnym terminem? Czy bunt dwulatka rzeczywiście słusznie dorobił się złej sławy?
Z drugiej strony może prawda leży gdzie indziej, może bunt dwulatka został niejako stworzony przez rodziców? Zaskoczonych, że ich dziecko ma własne zdanie, że jest odrębną istotą? Dla usprawiedliwienia swojego braku konsekwencji zapominaniu o wychowywaniu, bo tak łatwiej, czy tak wyszło?
Łagodna konsekwencja
Psychologowie podkreślają, że dziecko jest jak rwący nurt rzeki. Płynie na oślep, tam, gdzie jest to możliwe. Dopóki nie napotka na tamę, samo nie zatrzymuje się. Napotykając na przeszkodę, wybiera inną drogę lub wylewa, czego skutkiem jest powódź. Rolą dorosłego jest stworzenie koryta rzeki, odpowiedzialnego za ustawienie jej brzegów. To rodzic powinien wpłynąć na to, żeby rzeka płynęła w dobrym kierunku oraz w określonych granicach.
Dziecko potrzebuje jasnych zasad. Inaczej żyje w chaosie. Jednak w ustalaniu zasad należy zachować umiar. Gdy są one bowiem zbyt surowe, pojawia się lęk i bunt. Gdy są elastyczne i dostosowane do wieku, z czasem dziecko je rozumie i akceptuje. Nie tylko w obawie przed złością, czy karą, ale dlatego, że traktuje je jako własne.
Bunt dwulatka w mojej ocenie to zjawisko przereklamowane. Związane z pierwszym prawdziwym zderzeniem z tym, czego nikt nas nie uczy tak naprawdę i do końca, a z czym zderzamy się dopiero w praktyce: z wychowaniem dziecka. To czas niezwykły, w którym dojrzewają dzieci i zmieniają się rodzice, ucząc się wyznaczania granic i reakcji na sprzeciw dziecka, dowiadują się, jak być konsekwentnym, ale jak robić to łagodnie, elastycznie i mądrze.
Dlatego ogłaszam: bunt dwulatka to tak naprawdę nie okres, w którym dziecko zmienia się w diabełka, jak to próbuje się opisywać na wielu stronach. To również nie czas, kiedy maluch staje się złośliwy. To ważny etap, w którym dziecko poznaje obowiązujące zasady i dowiaduje się, co się dzieje, gdy je łamie. Nie dlatego, że chce zrobić komuś na złość, ale dlatego, że to dla niego ciekawe z punktu widzenia poznawczego.
Jeśli i Ty buntujesz się przeciwko buntowi dwulatka, zapraszam do dyskusji :) Również wtedy, kiedy zachowanie dziecka usprawiedliwiasz tym już wielokrotnie omawianym i tłumaczonym na wszystkie możliwe sposoby terminem…
Całkowicie się z Tobą zgadzam Doroto.
Wg mnie również jest to moment, w którym rodzic uznaje, że nie jest to już „małe dziecko”, któremu wszystko się wybacza, a „mały człowiek”, od którego nagle zaczyna się wymagać. I jak tu się nie buntować? Było dziecku tak wygodnie… tak dobrze… a teraz ktoś ciągle czegoś chce. Też bym się zbuntowała…
Moja mama podczas rozmów (już jako dorosłej kobiecie) mówiła i mówi, że takie bunty, walki, przekomarzania i stawanie okoniem wobec domowników, to bardzo dobry trening charakteru, asertywności i osobowości przed dorosłością. Bo gdzie lepiej trenować jak nie w domu, na wyrozumiałej rodzinie?
Na dobrą sprawę, tak jak to zostało opisane, bunt trwa od roku do… śmierci :) A nastoletnie hormony, to już dopiero jest bunt…
Bunt dwulatka to chyba kolejny termin, jaki starają się nam wmówić…
Szczerze powiem, że dziecko buntuje się … przez całe życie:) Chyba, że ma baaaardzo ugodowy charakter! U nas bunt jest ciągle: raz mniejszy, raz większy, ale dzieci zaznaczają w ten sposób swoją indywidualność, pokazują swoją osobowość, udowadniają sobie i innym swoją samodzielność. To naturalne…
Owszem, są momenty, kiedy ten bunt, jakby nieco przybiera na sile, ale całkiem możliwe, że powodem jest właśnie to o czym piszesz Doroto – to nasz punkt widzenia się zmienia i tyle.
Dwulatek już bardzo silnie zaczyna odczuwać swoją indywidualność. Już nie jest jednym z mamą, bo do tej pory tak właśnie było. Zaczyna mieć swoje zdanie. W wieku 2 lat, można powiedzieć, następują pierwsze „szarpnięcia pępowiny”, które z wiekiem nasilają się. Żaden z buntów czy to 2, 3, 4, 6… – latka, nie jest ani miły i ani przyjemny, ale każdy czemuś służy. Przede wszystkim tworzy indywidualnego człowieka, jego charakter i umiejętność przystosowania się do świata
rzeczywiście człowiek buntuje się całe życie….i daleko szukać nie trzeba wielu młodych rodziców buntuje się na rady swoich rodziców w wychowywaniu dziecka:)) I nikt też nie jest w stanie mnie przekonać, że dziecko się nie buntuje jak jest dobrze wychowane – dla mnie to posłuszna małpka , która nie ma własnej osobowości. Jedyny plus taki, że nie wszystkie dzieci tak burzliwie przechodzą bunt i nie zawsze kończy się to np. atakiem histerii w sklepie gdy rodzic nie chce kupić żądanej przez dziecko rzeczy.
Masz rację Wioleto. Bunt jest potrzebny! To jedna z dróg do samodzielności, do własnego zdania, rozwijania swojej osobowości.
Bywa to dla nas, rodziców, trudne doświadczenie, ale w chwilach kryzysowych warto pamiętać, że to wyjdzie naszym dzieciom na dobre.
Przede wszystkim psychologiczne podejście do wszystkiego, co nas może spotkać w życiu :) mało kiedy myśli się o realiach, które mogą znaczyć całkowicie co innego. Więc mam nadzieje, że w końcu wiele osób zrozumie, że nie tylko liczy się czysta proza znajdująca się we wszystkich książkach, ale także własne odczucia i innych osób, które już swoje przeżyły.
To prawda. Media kreują dziwną rzeczywistość. Widać to w każdych wiadomościach, czy po prostu czytając internet. Idziecie pod wiatr. I za to plus.
” Ba, nawet „doskonały”, dopiero co odkryty sposób wystarczy na kilka dni, mimo że wierzyliśmy, że będzie nam już pomagał przez dłuższy czas” zacytuję tutaj oj tak wiem coś o tym bardzo mądrze napisane. Czasem tak jest że cos odkryjemy znajdziemy sposób na ujarzmienie malucha a tutaj sposób sprawdził sie ale na chwilke…
I zgadzam się że tzw.”bunt dwulatka” jest przereklamowany ale z jednej strony działa to też na korzyść bo wiecej co przynajmniej się o tym mówi, mówi się duzo i to jest fajne bo naprawde czasem rece opadają i sami nie iemy jak may postepować co możemy zrobić żeby było lepiej nie mówie tutaj o wychowaniu książkowym ale o dobrych radach które czasem mają swój sens…
Kiedy moja półtoraroczna córka zaczęła z wrzaskiem rzucać się na podłogę i urządzać histerie byłam przerażona. Działo się tak, kiedy nie chciałam się na coś zgodzić, np- znudzona rysowaniem próbowała ozdabiać ściany, a ja zabierałam jej kredki, chciała bawić się kuchennym nożem(!), nie chciała wyjść ze sklepu, zabrałam banana, którym smarowała podłogę itd. Potworny wrzask, zanoszenie się, rzucanie na podłogę. Nie wiem czy robiłam dobrze, ale po prostu wychodziłam, nie siłowałam się z nią, nie stawiałam na siłę na nogi-choć panie w sklepie patrzyły wymownie na szlifujące podłogi dziecko. Kiedy się uspokajała przytulałyśmy się i było dobrze, dopóki była wściekła nie dało się do niej dotrzeć. Dzisiaj też zdarzają się „awantury”, jednak o łagodniejszym przebiegu, mam wrażenie,że lepiej rozumie moje nie, a bezdech afektywny zniknął,ostatniego rzutu „na glebę” nie pamiętam. Poprawcie mnie, jeśli robię źle, bo czasem nie widzimy swoich błędów.
hahaha mam jedną metode i zadnego buntu nie uswiadczyłam… i nie chodzi o klapsa:D Trzeba mieć AUTORYTET!! Stawiać siebie zawsze na 1 miejscu w hierarhii i trzymać 100% sztamę jako rodzice. Pierw sobie nakładasz posiłek, jak dziecko ucieka na spacerze to ono wraca do ciebie nie ty lecisz za nim (pomijajac sytuacje niebezpieczne), ty masz władze a dziecko czuje sie bezpieczne przy silnych i mądrych rodzicach a nie rozhisteryzowanej mamuśce która wchodzi w d888e dziecku i mu nadskakuje.
Chyba dziecko z psem ci sie pomylilo.
Chyba nigdy nie powinieneś mieć dzieci.
Zgadzam się, dzieciaki się buntują niemal od początku, a bunt dwulatka to rozdmuchany problem
Moim zdaniem nieważne jest czy etap w życiu dziecka nazwiemy „buntem dwulatka” czy jakimś innym określeniem – najważniejsze jest to, żeby uświadomić rodzicom, że w życiu dziecka następują zmiany, które wpływają na jego zachowanie i nie oznacza to, że dziecko jest złe czy nienormalne.
Moje dziecko ma właśnie taki trudny okres i nie ważny jest fakt czy ma teraz dwa lata czy dwa i pół ważne, że czytając artykuły dotyczące buntu uświadomiłam sobie, że to jest normalne i nie szukam porad w artykułach pt. zaburzenia psychiczne u dwulatka.
Myślę, że określenie „bunt dwulatka” jest tylko próbą nazwania zachowań i zmian, które towarzyszą dzieciom w wieku około 2 roku życia i każdy, kto martwi się o zachowane dziecka w tym wieku odnajdzie opis problemu właśnie pod tym hasłem..
Określenie, że „bunt mija” też jest może trochę uproszczone gdyż bardziej chodzi o to, że dziecko uczy się panować nad tymi emocjami (oczywiście rodzice muszą w tym pomóc). Uważam, że psycholodzy oraz autorzy artykułów chcą po prostu zapewnić, że dziecko nie będzie rozchwiane emocjonalnie przez cały czas, często jednak podkreślają, że dziecko przechodzi w swoim, życiu wiele takich okresów i nie widzę nic złego żeby nazywać je buntami i próbować dopasować konkretne zachowania mniej więcej do wieku w celu umożliwienia rodzicom utożsamienia zachowania swojego dziecka z którąś grupą wiekową i znalezienia prawdopodobnych przyczyn oraz możliwości pomocy dziecku.
Z całym szacunkiem dla autorki powyższego artykułu, uważam, że trochę za bardzo krytykuje Pani to, że ktoś nazwał ten problem. Mam wrażenie, że opisuje Pani problem bardzo podobnie tylko bez używania nazw.
Nikt nie mówił, że będzie łatwo, ale jako mama ponad dwuletniej córeczki (2 lata i 2 miesiące) próbuję poradzić sobie z aktualnym problemem i to, że tłumaczę go w tej chwili jako „bunt dwulatka” nie oznacza, że siedzę z założonymi rękoma i czekam aż sam minie – wręcz przeciwnie staram się pomóc swojemu dziecku i mam świadomość, że jest to pierwszy tak silny przełom w jego życiu ale na pewno nie ostatni.
Dzięki za uwagi.
Chodzi raczej o to, że bunt jest wpisany w rozwój dziecka.
Aktualnie przechodzimy „bunt czterolatka” ;)
Co do meritum się zgadzamy.
Pozdrawiam :)
Mamunie pomocy, mam w domu upiornego 2,5 latka. Bije,kopie,kladzie sie na ziemie dostaje spazmow,rzuca wszystkim wkolo. Chodzi do zlobka ale tragedie przechodzimy przy wyjsciu z niego kladzie sie na ziemie i krzyczy,warczy,oczywiscie nie da sie Jej ubrac bo dostaje tak ogromnej agresji. W domu jest podobnie. Kilka razy dziennie mam do czynienia z diabelskim wrzaskiem dochodzacymi do spazmow.Czasami nawet bez szczegolnego powodu. Pomocy,bo ju nie daje rady:(
Zgadzam się…dzieci buntują się całe życie, a nie tylko w jakiś tam okresach